O pocałunek lewej piersi muszę się prawować,
jakby to było jabłko w przetrwałym ogrodzie.
A wróciliśmy do miejsc naszej miłości, starych ulic,
gdzie z liści spadał deszcz brunatny, w bezksiężycowe miasto.
Stają mi w oczach sceny tradycji pasterskiej:
Dafnis i Chloe koziołkujący pod drzewem,
Adam i Amaryllis, a może imiona są inne,
Werter przeszyty piorunem, kornwalijskie historie.
Towarzyszy nam wszędzie echo, w tych starych murach,
i z echem naszych kroków ta odleglejsza pamięć
tworzy harmonię. Dlatego ten spór?
Jakże jest słodkie to, co zakazane.
A to co zakazane po raz drugi, słodsze.