Samotna/La Solitaire

Korab-Brzozowski Wincenty


Z miłości konam! Gdybyż poznać cię, źrenico
Uczucia! Kochanku mój - weź ofiarny dar
Nieskalanego ciała! W jakimż blasku trwam,
Objawiającym ciągle moją moc magiczną!

Tego wieczoru, w myślach, przeklęłam swą czystość,
Najcudowniejszą Lilię! Moje złote ręce
Sczerniały śmiercią Róży, dotychczas nie tkniętej,
Aby radować mogła Cię jej promienistość!

O, Ty!
Szalona jestem! A straszna lustrzaność
Stawu, w którym samotna w tym ogrodzie śpiącym
W świetle niebieskiej gwiazdy moja nagość drżąca -
Rozdziera mnie i rzuca wciąż w trwogi odchłanność!

Więc swym gwałtownym krzykiem przerywam milczenie
Dziewiczego pejzażu i rozrzucam włosy,
Bo wszystko wokół marzy o Promieniu, Mocy
Kochanka nieznanego, co źródłem cierpienia!

Na próżno!
Noc uchodzi; wiatr się śmieje, trąca
Odrażające Lilie, wyniesione w górę,
Ku żagwiącemu słońcu, co męczy torturą -
Wieczną nieobecnością, której nie ma końca!

I która się nie skończy. Wiedzieć się kwitnieniem,
Pełnią samego życia!
Opętanie skonem
Błyskające w sztyletu świetle roziskrzonym -
Nie potrafisz ty nigdy być mi : Wyzwoleniem!

Ziemio: żarłoczna, czarna! Moja postać jutro
Nie dotknie twego łona, co przyjmuje wszystko.
Nie spoczną tu popioły me, akordy czyste
Mego boskiego ciała! Nadzieja, okrutna

Miłością olśniewając, zawsze! omdlewanie
Błękitu tak smutnego, los utrwala w biegu
Wiecznym, który stawia mnie Samotną na brzegu
Przepaści, opętana wiecznym przyciąganiem!


przetłumaczył Marian Stala



Le meurs d'aimer! Ah! pouvoir te connaître, essence
De mon amour! Voici l'offrande de mno corps
Immaculé, Amant! Je rčgne, en quel décor
Unique ŕ révéler ma magique puissance!

Toi! j'ai mentalement blasphémé l'innocence
Merveilleuse, ce soir, des Lys! Toi! mes mains d'or
Ont brűlé de meurtrir la Rose intacte encor
Afin de t'exulter de son irradiance!

Toi!!
Je suis affolée! Et toute transparence
D'étangs oů, seule! seule! en le jardin qui dort
Au clair de l'astre blue, ma nudité se tord!
Me navre jusqu'ŕ choir en un gouffre de transe!

Et j'alarme d'appels véhéments le silence
Du vierge paysage, épars les cheveux, lors
Que tout songe, devers le Radieux, le Fort,
L'inconnu Bien-Aimé, source de ma souffrance!

En vain!
Et fuit la nuit; rit le vent et balance
Les beaux Lys abhorrés dont s'exhausse l'essor
Vers encore un soleil enflammé qui me mord
De n'ętre pas la fin de l'éternelle absence!

Et ne pas en finir! Me voir l'éxubérance
De la vie elle-męme!
Ô hantise de mort
Sudain jaillie au froid éclair du stylet tors!
Tu ne saurais jamais devenir: Délivrance!

Non, Terre vorace et noire! mon apparence
N'embrassera ton sein ŕ tout malheur accort,
Et n'y resposeront, cendres, les doux accords
De ma royale chair! Cruelle, l'Espérance

Toujours! illuminant d'amour la défaillance
Du triste Azur, persite et prolonge le sort
De par lequel je suis La Solitaire au bord
D'un abîme envahi d'éternelle attirance!




Inne teksty autora

Korab-Brzozowski Wincenty