Cienie się snują nie tylko w ogrodach,
na łąkach pełnych asfodeli kładą,
snują się pod nogami i w pieszczocie,
w której nawiedza cię sen, całują po twarzy.
Czym zatem ciało – co z róż jest i z cierni,
czym pierś – czyż nie jest fałdą z aksamitu,
i czym są włosy, ramiona, ukryte
zagłębienia, płomienne spojrzenie zachwytu:
Żyje się raz w młodzieńczych uniesieniach,
i jeszcze raz, gdy nie całujesz więcej,
więc nie nasłuchuj: ciche czy też głośne
przysięgi mają też swój termin.
A potem listopad, samotność, tristesse,
grób albo kij, który starca podeprze –
niebo nie powie nic, tylko cyprysy,
drzewa żałoby – nieporuszona wielkość.
tłum. Krzysztof Karasek