Kiedyś, w tej luce, jaką stał się pewien trudny lipiec,
na nieznanych tirom drogach Eskry, daleko od tego bagna,
rzucaliśmy - młodzi i tacy wyrafinowani - naszym frisbee:
plastikowym wiekiem starej puszki po trutce na szczury.
Rzucaliśmy - ty do mnie, ja do ciebie, ty do mnie,
ja - ty, ty - ja, a potem znowu ty,
i mógłbyś przysiąc że jego płaski łuk to wahadło
zakreślające banalny widnokrąg hrabstwa Tyrone.
Nasze chwyty i rzuty mialy - ja to wiem - taką siłę,
że ich rytm mógłby przetrwać, w jakiś sposób, beze mnie.
tłum. Jerzy Jarniewicz