1
Trzeba tam wrócić
bo tam jest nas troje
w Saint-Remy
gdzie Bóg z kamienia
ma otwarte usta źródła
Na uniesionych skrzydełkach brwi
lećmy nad dolinę Rodanu
Naszą obecność podobną wiatrowi
niech pamięć jak klasztorny skryba
zapisze piaskiem w klepsydrze
Jesteśmy w Arles
rozchylamy płatki słonecznika
i w nich jak van Gogh
znajdujemy zabrukowane
więzienne podwórko
2
Chwieje się dzień upalny
Kobieta i mężczyzna
siedzą nad brzegiem Śródziemnego Morza
pośród muszli wypełnionych solą
Kobieta mówi:
nie piorę chusteczek
palę je
zbyt dużo wiedzą o mnie
znają moje łzy
Mężczyzna mówi:
pokaż mi swoje buty
a powiem ile piór
liczą twoje skrzydła
Mężczyzna mówi:
wypatrując w niebie obietnic
widziałem jak ptaki przegrywają z wiatrem
3
Kobieta składa głowę na jego ramieniu
jakby zasypiała
to co widzi nie jest snem
:różowe flamingi brodzą w rozlewiskach Camargue
:białe konie w biegu zrzucają rzemienie
:Cyganie mocują się z miedzianą blachą
Chodźmy - mówi kobieta
moje oczy chcą napić się dnia
moje wargi chcą się nacałować wiatru
moje palce chcą dzwonków
Wstali nie wiedząc że z nimi
poszły cienie cyprysów
4
Wszystko na co patrzymy
jest ostatnie
wszystko co potrącamy stopą
jest ostatnie
wszystko
urywa się jak most w Awinionie
5
W porannej mgle niebo chodzi po ziemi
szukają się w nim nasze glosy
zwołują się w milczenie
W Arles
w hoteliku d'Arlatan
trzy lusterka
trzy okienka
z widokiem na samotność