Z pochylonego drzewa
po imieniu
przywoływałem szalejącą rybę.
Opisałem na białym księżycu
figurę, uskrzydloną.
Zaśniłem myśliwego sen,
że spółkuje ze zwierzyną.
Obłoki ciągną ponad rzeką,
to mój głos,
blask śnieżny ponad lasami,
to moje włosy.
Nadszedłem pochmurnym niebem,
z trawą w ustach, mój cień
oparty o drewniany płot powiedział:
weź mnie z powrotem.
Przeł. Jacek St. Buras