Chata Marconiego

Medbh McGuckian

 

Małe jest i czujne jak latarnia morska,

To czyste miejsce bez śladów dzieciństwa,

Jak gdyby morze przemówiło w tobie,

A potem wyschły słowa.

 

Pielęgnowały i podgryzały cię fale,

Wraz z wiosną w brytyjskiej odmianie.

Może ci się zdawać, że mogło być inaczej

I że wiersz udowodni, że inaczej było.

 

Jestem teraz już blisko, i biorę w ramiona

Twoje mury, grube jak w warowni, i uczę się

Co robić z twoją dziką naturą, żeby odryglować,

Zamknąć drzwi do ciebie, kruchsze niż pocałunek.

 

Może jesteś bogiem pewnego rodzaju

Albo gwiazdą ludzką, która mimo nas trwa,

Jak kartka oparta o wazon z kwiatami

Albo czerwona koszula, policzek dla błękitu.

 

Na łóżku z twoich myśli - książki o miłosci,

Niczego oprócz ciebie nie zebrałam z rzeczy,

Które są obce; masz ciało o blasku, co blednie -

Nauczyć się go ponownie, ponownie je pokochać.

 

Kolejne lato, bezkształtne, bezżenne, bez końca,

Narzuca bez umiaru swoją otwartą pogodę

Moim zimowym wierszom, tak oszukuje czas

i krew z ich żył ponad czasem.

 

Chcę cię mieć na to, co dziś nazywamy

Zawsze, chcę jeszcze głębszego przeciwieństwa obrazu,

Twoich zielonych liści i tej części ciebie,

Do której, jako pierwszej, odezwało się morze.

 

tłum. Jerzy Jarniewicz

 

Inne teksty autora