Diabły

Charles Simic

 

 

Byłaś „ofiarą semi-romantycznego anarchizmu

W jego skrajnie irracjonalnej postaci”.

Ja byłem „nieswój w obliczu zagadkowego świata

 

Opuszczonego przez opatrzność”. Piliśmy gin

I kochali się po południu. Telewizory sąsiadów

Nadawały mydlane opery.

 

Nieszczęśliwe pary nie odzywały się wiele.

W dialogach było pełno nie chcących się skończyć pauz.

Cichy podkład muzyczny: organy. Czyjś kaszel.

 

— To całkiem jak „Gra snów” Strindberga — powiedziałaś.

— Co mianowicie? — spytałem, nie uzyskując odpowiedzi.

Przyglądałem się właśnie pająkowi na suficie,

 

Z rodzaju tych, które św. Weronika jadła w ramach męczeństwa.

— Ta kobieta żywiła się wyłącznie pająkami —

Wyjaśniłem dozorcy, kiedy przyszedł naprawić kran.

 

Miał na sobie brudny kombinezon, a na głowie melonik.

Był swego czasu pensjonariuszem wiadomej instytucji stanowej.

— Już nie jestem Jezusem — poinformował nas radośnie.

 

Obecnie wierzył tylko w diabły. — W tym budynku

Od diabłów aż się roi — oświadczył nam poufnie.

Ich rogi i ogony można było zobaczyć,

 

Jeśli się je przyłapało w kąpieli.

— Mroki Średniowiecza padły mu na mózg — powiedziałaś.

— Komu mianowicie? — spytałem, nie uzyskując odpowiedzi.

 

Pająk zdążył już utkać wstępny zarys sieci

Nad naszymi głowami. Było bardzo cicho,

Z wyjątkiem chwil, gdy któreś z nas pociągało łyk ginu.

 

 

Przełożył Stanisław Barańczak

 

 

Inne teksty autora