Siedem początków

Olesia Nikołajewa

 

 

I

Wychodząc z miasta, gdzie mrowią się budowlańcy, nowoosiedleńcy, nuworysze,

każdy chce być na wierzchu, liznąć szczęścia, ciężko dysząc,

upewnić siebie, że piekło niestraszne – –

o najzuchwalsza z kobiet, duszo moja,

nie podnoś dumnej głowy wyżej,

ponad miasto,

ponad ziemię.

I nie oglądaj się za siebie!

 

II

Wychodząc z  miasta,

gdzie ktoś tam kogoś pokochał

prawie bez słowa,

gdzie ktoś grał komuś najlepszą z Mozartowskich sonat,

a fortepian był rozstrojony,

nos Erosa stłuczony, krótszy o połowę,

i złuszczyła się pozłotka z Orfeusza na płóciennych tomach – –

o, proszę cię, bez potrzeby lub w potrzebie

nie oglądaj się za siebie!

 

III

Wychodząc z miasta,

gdzie świętowano urodziny, hołdowano nakazom mody,

gdzie, spotkawszy się na mszy za duszę, mawiano

„O, dawnieńkośmy się nie widzieli”, wino pito,

żuto winogrona na osłodę,

gdzie chorowano na chandrę i raka,

dzieci zabijano w łonie, coraz prościej i pewniej,

lecz hucznie oblewano narodziny chłopaka –

proszę, proszę, nie oglądaj się za siebie!

 

IV

Wychodząc z miasta,

gdzie chełpiono się obfitym stołem, strojem i pantoflami,

pytano jeden drugiego „po co mi to potrzebne?”

albo „co mi to wszystko daje?”,

dowodzono, że dobru toruje się drogę kułakami,

aż ono porządnie okrzepnie –

o, nie oglądaj się, moja duszo,

kiedy za tobą to wszystko,

patrz przed siebie, byle nie za nisko!

 

V

Wychodząc z miasta,

na które obejrzała się jednak żona człowieka prawego,

bo nie wszystka miłość ostygła,

bo wspomnień serce nieme broni,

nie każda zgubiła się strzała,

nie każda nić pękła w wytężonym biegu – –

ale ty, duszo moja, ty, duszo, o tym zapomnij!

 

VI

Wychodząc z miasta,

w którym złoci się jeszcze choćby jedna kopuła

i jeden bodaj dzwon zapewnia z wieży wysokiej o tym,

że nie wszystkie przepadły słowa

i nie każda łza w pył się zmienia lub w wodę – –

ale ty, ja proszę, nie odwracaj głowy,

bo wtedyś w słup soli zastygnąć gotowa!

 

VII

Wychodząc z miasta,

już zapadłego w sobie, leżącego w popiele,

gdzie nie ma kto nawet opłakać czyjegoś ziemskiego końca – –

o, nie oglądaj się, duszo moja,

zapomnij, bądź głucha i ślepa jak ziele,

kiedy Stwórca wywodzi cię z miasta twojego ojca.