Dziecinko! Skoro się oczy zmęczyły, że otwarte szeroko,
Skoro zgadzają się na miano "bratek",
To się na moje klnę chabrowe oko
Wysoko nosić życia pani kwiatek.
Taki sam przecież jestem, też spadłem z obłoków,
Dużo mi zła wyrządzono
Za to, że jestem inny,
Zawsze odludny,
Wszędzie odlubny.
Chcesz, będziemy brat i siostra,
Bądź co bądź ludzie wolni na wolnej ziemi
Sami prawa tworzymy, nie trzeba się praw obawiać,
Lepimy glinę czynów.
Wiem, że pani jest piękna, kwiatku błękitu,
Jest mi dobrze i niespodzianie,
Kiedy pani mówiąc o Soczi
Delikatne rozszerza oczy.
Ja, który długo wątpiłem we wszystko,
Nagle uwierzyłem na wieki,
Że pisane jest tam,
By nadaremno drwal rąbał...
Wielu zbędnych słów unikniemy.
Będę po prostu modły do pani zanosić,
Jak włochaty duchowny z długą grzywą,
Pić błękitne strumienie czystości
I strasznych imion nie będziemy się bać.
tłum. Adam Pomorski