Z okna padło światło i dokonał się dzień
Kolejny dzień namysłu i rozterek
Owinięta w skrzydła Miłość przeszła mimo i Nienawiść czarna jak węgiel
Zatrzymała się nad przepaścią i zrzuciła kamień
Z którego wykluła się noc jak dzika roślina
o liściach ze sztyletów i szkarłatnych sercach
zamiast kwiatów – wtedy łóżko
Uniosło się nad ziemię jak zegar i rozpostarło pościel
Nad ruchomymi piaskami
Jesienny oddech poranków daleko stąd
Gwiazda zasłonięta szarą mgłą
Żywy człowiek:
Trzask suchej gałązki był jego jedyną zapowiedzią. Dwaj
mężczyźni, którzy zacumowali łódź do gałęzi wystającej nad wodę
i teraz szli poprzez dziką, tropikalną roślinność, nagle odwrócili się.
Podniósł wzrok i ujrzał źródło rzeki
Pomiędzy ich nogami – ujrzał płomienne słońce
Budynki pomiędzy liśćmi
Za ich głowami niewyraźnie jak deszcz
Słabe jak opadające piórka
I upadł
Łódź popłynęła dalej
Maszty miała ze słomy
Żagle z najcieńszego jedwabiu
A z otworów na dziobie
Tryskały strumienie wody i płomieni
W których pasażerowie widzieli osobliwe rzeczy:
Dowiadujemy się, że magik „wyjął z torby jedwabną nić i tak
wyrzucił ja w górę, że przywarła do pewnej chmury. Z tego samego
pojemnika wyciągnął zająca, który pobiegł w górę po nitce; dalej
małego bigla, ten zaś, skierowany ku zającowi, puścił się za nim,
ujadając; w końcu chłopca od psów, któremu kazał biec po nitce za
zającem i biglem. Z innej ze swych toreb wyjął młodą kobietę,
wystrojoną od stóp do głów, i polecił jej pójść w ślady chłopca i psa.”
Roześmiała się na widok ich spojrzeń
Klasnęła w dłonie i rozpłynęła w powietrzu
Aby pojawić się znów na drugim brzegu rzeki
Pośród bezustannego nabrzeżnego ruchu
Jej sylwetka na tle zakurzonego nieba
Jej cień padający na głodne kamienie
Gdzie siedział pilot w powalanych błotem łachmanach
Strącił kruchą statuę
I zjadł jej cukrową głowę
A wtedy zebrali się świadkowie
I wskazali przepaść u jego stóp:
Obłoki niebieskiego dymu, niekiedy przemieszanego z czarnym,
były wydalane z rury wydechowej. Dym był na tyle gęsty, by stanowić
przeszkodę dla kierowcy jadącego za pojazdem bądź dla pieszych.
Szept niewidzialnych płomieni
Ostry smak w ustach.
tłum. Tadeusz Pióro