W porządku, niech będzie, że kłamałem tobie i o tobie, i że
zdarzały mi się troszkę za szerokie uogólnienia, możliwe,
i powiedzmy nawet, że nie wyrobiłem się z tym czy owym jakby wypadało,
I że kląłem w żywy kamień te twoje rozmaite szusy,
i źle się wyrażałem o twoich gustach, i szkalowałem twoją rodzinę,
i obgadywałem za plecami paru twoich przyjaciół, Dobra, niech będzie,
W każdym razie wróć.
Wróć do mnie. Zgodzę się puścić w niepamięć oświadczenia,
które tak obficie wygłaszałaś na użytek sąsiadów i prasy,
A ty za to puścisz w niepamięć ten twór swojej wyobraźni, rzekomą blondynkę z Detroit;
Zgodzę się, że ta zaprzyjaźniona z tobą dama z piętra wyżej nie
ma fioła, hyzia, ani wyjątkowego wręcz kuku na muniu, ale — całkiem przeciwnie — jest nawet dosyć bystra;
A ty uznasz, że mój nieszczęsny kumpel Steinberg nie jest ani
pijakiem, ani wydrwigroszem, ale po prostu facetem
usiłującym jakoś sobie dać radę w życiu, chociaż w sposób może odrobinę nietuzinkowy.
(Słuchasz mnie, ty wredna, ty? Dociera do ciebie?)
Ponieważ wybaczam ci, tak jest, wybaczam ci wszystko,
Wybaczam ci twoją piękność, wielkoduszność i mądrość,
Wybaczam ci, najprościej rzecz ujmując, to, że żyjesz,
i rozgrzeszam cię, krótko mówiąc, z tego, że jesteś sobą.
Ponieważ dzisiejszej nocy stoisz mi przed oczami i czuję cię całą skórą,
I każde światło na skrzyżowaniu, mijane przez naszą taksówkę, ukazuje mi na nowo ciebie, wciąż ciebie,
I ponieważ tej nocy wszystkie inne noce są czarne, wszystkie inne
godziny zimne i dalekie, i teraz, w tej chwili, gwiazdy świec bardzo blisko i jasno.
Wróć. Uczcimy to taką fetą, że każda inna feta wysiada.
Zaprosimy przedsiębiorcę pogrzebowego z piętra niżej i paru
chłopaków ode mnie z pracy, i jeszcze trochę przyjaciół,
I Steinberga, który notabene już nie jest na odwyku, i tę wariatkę
z piętra wyżej, i paru reporterów, na wypadek jakby się co stłukło.
tłum. Stanisław Barańczak