Rozmawialiśmy spacerując po dachu świata,
W epoce, która wydawała się być wówczas niezwykle nowoczesną epoką,
Rozważając, jako ostatni punkt porządku dziennego, połączenie Siedmiu
Wielkich Lig, co dzierżyły Siedem Prawdziwych Kluczy do Siedmiu Ostatecznych Sfer całego moralnego, finansowego i okultystycznego życia.
„Przewiduję dzień” – powiedział jeden z delegatów, astroanalityk z Idaho – „kiedy ludzie będą fruwać w powietrzu i rozmawiać poprzez przestworza;
Będą żeglować na okrętach płynących pod wodą;
Będą rzucać własne cienie na ekran i cienie te będą się ruszać i mówić, będą się wydawały realne.”
„To rzeczywiście bardzo interesujące” – oświadczył delegat cygański. – „Ale chciałbym zapytać, jako czytający po prostu z ręki i z herbacianych liści: Jak się tym wszystkim zwalczy rozszerzającą się i rosnącą grozę policji?”
Astrolog wzruszył ramionami, a przypadkowy meteor wypadł z jego szat i zaczął tlić się na podłodze.
„Co więcej” – powiedział – „przewiduję wojnę
I po niej zwycięstwo, a po zwycięstwie znowu wojnę.”
„To banał” – skomentował spec od kryształowej kuli z Miami. –
„Byle kiep byle kiedy potrafi wróżyć wojny, i jeszcze więcej wojen, i głód, i zarazę.
Konkretne pytanie jest takie: Jak odebrać władzę opierającym się jeszcze obrońcom Zdrowego Rozsądku?”
„Przewiduję dzień” – ciągnął astrolog z Idaho – „kiedy istoty ludzkie żyć będą na ostrzu flagowego masztu
I będą tańczyć, z pewnym pożytkiem, całymi tygodniami i miesiącami bez jakiegokolwiek spoczynku,
I niektórzy będą umierali bardzo szczęśliwie, przejedzeni arbuzami, paznokciami i wiśniowymi plackami.”
„Jak to?” – odezwał się znudzony numerologista, sięgając po kapelusz. – Czyż ci spece od kryształowych kul nie zdołają utrzymać ich nóg na ziemi?”
„Nawet jeśli to prawda” – rzekł iluzjonista z Bombaju – „to już nie to samo co trick z liną, tak na ogół praktyczny.”
„A ponadto i już ostatecznie” – krzyknął astrolog, któremu komety i półksiężyce wypadały zarówno z kieszeni, jak i z rozwichrzonych rękawów –
„Prorokuję epokę triumfu lenistwa, ospałości, marzeń i całkowitego pokoju.
Widzę już, jak stadła miłosne spacerują po publicznych parkach i jak ci, co tego nie robią, poszukiwani są przez policję.
Widzę, jak ludzie łowią ryby w spokojnych strumieniach, a ci, co nie łowią, ścigani są przez poborców podatkowych i opieczętowywani przez komorników.”
„To nas nie poucza, jak zwalczać sceptycyzm” – mruknął zbity z pantałyku hipnotyzer, macając, gdzie drzwi.
„Myślę” – zgodziła się dama mówiąca z kart – „że wszyscy jesteśmy skłonni zbyt wiele przyjmować na wiarę.”
Krople deszczu czy też krwi smoczej,
A może garstki popiołu spadły na małe, czarne parasole, które podnieśli ku niebu.
tłum. Juliusz Żuławski