Kocham cię przez brew, przez włos, walczę z tobą
w mlecznobiałych korytarzach,
gdzie igrają źródła światła,
wyłuskuję cię z każdego imienia, chwytam cię
z wrażliwością blizny,
sypię ci na włosy popiół błyskawic i wstążki
drzemiące w deszczu.
Nie chcę, byś miała kształt, byś była dokładnie tym,
co idzie za twą ręką,
bo woda, weź pod uwagę wodę i lwy, rozpływające się
w cukrze bajki,
i gesty, tę architekturę nicości,
zapalającą swe lampy w połowie spotkania.
Wszelkie jutro jest tablicą, na której cię wymyślam
i rysuję,
gotów zaraz cię zetrzeć, nie jesteś taka ani nie masz
gładkich włosów,
ani tego uśmiechu.
Szukam twej sumy, brzegu kieliszka, gdzie wino
również jest księżycem i lustrem,
szukam tej linii, od której zadrży człowiek
w galerii obrazów.
W dodatku kocham cię, i od dawna, i jest zimno.
tłum. Zofia Chądzyńska