Kamień, drażniący ciszą
serca niewyjawieniem
trud odsłonięcia wnętrza
zmienia go w dwa kamienie
Chodzimy tak po tym życiu
w rozum średnio zamożni
zuchwali aż po "Dzień dobry"
już przy "Dzień dobry" - ostrożni
Wypatrujemy barwnych plam
na niebie szaro-ubogim
Łowcy motyli w czapkach na bakier
znów cel wyblakły w pół drogi
Patrzymy w swoją nową stronę
jak gdyby nic się nie stało
najgorzej, że trzeba od nowa
wrony malować na biało
I może kiedyś, później,
gdzieś tam przy końcu drogi
naturalnością rzeczy zdumieni
spojrzymy wreszcie pod nogi
Kamień drażniący ciszą
serca niewyjawieniem
Trud odsłonięcia wnętrza
zmienia go w dwa kamienie
Klękniemy przed starą kaplicą
dobrych rad i ostrzeżeń
i chyba będziemy się modlić
trochę za długo i nieszczerze.