Się patrzy w ogień zwyczajnie naturalnie, się nie tęskni, się nie dyszy w
kosmos nieprzenikalnie, się nie lęka się poczytalnie i niepoczytalnie, się
nie cierpi w proch ścieralnie, w ruinę, w obłęd obracalnie.
Się zrozumiało. Się rozumie. Się za daleko szukało tej kryształowej kuli,
co chowa odpowiedzi na dwa, trzy pytania. Na jedno pytanie. Na wszystkie
pytania. Się jej nie tam, gdzie była szukało. Się jej nie tam, gdzie jest,
szukało. Się jej w bezgranicznych przestworzach szukało. Daleko. Za
daleko. O wiele za daleko. O całą odległość. O cały dystans. O cały
kosmos. Się błądziło. Gdzie indziej ona była. Nie tam. Dużo bliżej.
Jeszcze bliżej. Najbliżej. Tu ona była. Nie trzeba było jej szukać. Tu ona
jest. Każda własna głowa nią jest. Własna mała biedna głowa. Już nie
biedna. Już nie mała. Już nie własna. Już nie głowa.Otworzyła się głowa
na oścież półkule i wyrzuciła z siebie, wydaliła wszystko, czym byłą
nabijana zapijana zabijana przez czterdzieści lat, przez czterysrta lat,
przez cztery tysiące lat, przez cztery miliony lat, przez cztery miliardy lat, i
zribiło się strasznie, bardzo strasznie, bardzo straszliwie, najstraszliwiej,
przerażająco wstrząsająco zatrważająco, zamarło serce, bo zrobiło się
pusto, całkiem pusto, wielkie spustoszenie, wielka czarna dziura- i oto
przyszło to inne, wszystko przyszło, wszystko wszystko, bo zrobiło się dla
tego miejsce, i to przyszło, i zmieściło się wszystko, dokładnie się
zmieściło, wszystko się zmieściło, wszystko wszystko, to inne, to
nieznane, to niewyobrażalne, to niewypowiedziane.
To jest. To jest śpiew. To nie echo. To jest, ech! To się nieustannie
staje jest. To się wciąż od nowa staje nowe jest. To jest wieść. To się
wciąż od nowa staje nowa wieść. To nie wiersz. To nie sidła. To nie sieć.
To poezja. To nie słowa. To nie ta mowa. Ta tu mowa- niemowa. Ta tu
mowa- literaturowa. To nie literatura. To nie fabuła. To fabula rasa. To
się nie da napisać. To się nie da namalować. To nie coś. To nie ktoś. To
niezłomny los. Ciągle nowy niewymowny los niezłomny. To jest wszystko.
To w sam raz. To jest zadość. To jest radość. To jest pełność. To jest
całość. Cała jaskrawość. Cudne manowce. Kropka nad ypsylonem. Zjawa
realna. To rzeczywistość. To oczywistość. To jest teraz. Wieczne teraz. To
nie czas. Gdzie jest czas? Czy kto pyta? Nikt nie pyta. Się nie pyta. Się
nie hałasuje. To jest śpiew. Ciszy śpiew. To nie handel. To nie klatka. To
jest ptak. To jest fakt. To nie miraż. To nie majak. To jest hamak. To
jest harfa. To harmonia. To porządek. To jest ład. To nie ja. Ja to jad. Ja
to wąż. Ja to rak. Edmund Szerucki- rak. Janek Pradera- rak. Ja Michał
Kątny- rak. Edward Stachura, który nas trzech wymyślił (on, co go
teżwymyślono, przy jego jednocześnie niezastąpionej pomocy) - po
trzykroć rak. Umarł rak. Umarł rak na raka. Ja umarło. Położyło sobie
kres. Koniec biografii. Koniec bibliografii. Koniec biobibliografii. Koniec
biobibliobleblemafii. Nie ma ja. Się jest. Się jest stanem. Nie panem. Ani
nad innymi panem, ani sobie panem. Żadnym panem. Koniec z panem.
Z panem amen. Się jest stanem. Się jest duch. Teraz dopiero. Nigdy
przedtem. Przedtem się to muskało. Przedtem się o to ocierało się.
Wtedy, kiedy nie było ja. Kiedy nie było: mój moja moje. Bardzo rzadko.
Bardzo od czasu do czasu. W tych przerwach od czasu do czasu. W tych
przerwach od ja do ja. Bo ja to czas. Ja to wąż. Ja to rak. Rak umarł na
raka. Wąż umarł od własnego ukąszenia. Czas umarł na czas. Ja umarło
na ja. Nie ma ja. Się jest. Się jest się. Się jest duch. Się jest nikt.
kosmos nieprzenikalnie, się nie lęka się poczytalnie i niepoczytalnie, się
nie cierpi w proch ścieralnie, w ruinę, w obłęd obracalnie.
Się zrozumiało. Się rozumie. Się za daleko szukało tej kryształowej kuli,
co chowa odpowiedzi na dwa, trzy pytania. Na jedno pytanie. Na wszystkie
pytania. Się jej nie tam, gdzie była szukało. Się jej nie tam, gdzie jest,
szukało. Się jej w bezgranicznych przestworzach szukało. Daleko. Za
daleko. O wiele za daleko. O całą odległość. O cały dystans. O cały
kosmos. Się błądziło. Gdzie indziej ona była. Nie tam. Dużo bliżej.
Jeszcze bliżej. Najbliżej. Tu ona była. Nie trzeba było jej szukać. Tu ona
jest. Każda własna głowa nią jest. Własna mała biedna głowa. Już nie
biedna. Już nie mała. Już nie własna. Już nie głowa.Otworzyła się głowa
na oścież półkule i wyrzuciła z siebie, wydaliła wszystko, czym byłą
nabijana zapijana zabijana przez czterdzieści lat, przez czterysrta lat,
przez cztery tysiące lat, przez cztery miliony lat, przez cztery miliardy lat, i
zribiło się strasznie, bardzo strasznie, bardzo straszliwie, najstraszliwiej,
przerażająco wstrząsająco zatrważająco, zamarło serce, bo zrobiło się
pusto, całkiem pusto, wielkie spustoszenie, wielka czarna dziura- i oto
przyszło to inne, wszystko przyszło, wszystko wszystko, bo zrobiło się dla
tego miejsce, i to przyszło, i zmieściło się wszystko, dokładnie się
zmieściło, wszystko się zmieściło, wszystko wszystko, to inne, to
nieznane, to niewyobrażalne, to niewypowiedziane.
To jest. To jest śpiew. To nie echo. To jest, ech! To się nieustannie
staje jest. To się wciąż od nowa staje nowe jest. To jest wieść. To się
wciąż od nowa staje nowa wieść. To nie wiersz. To nie sidła. To nie sieć.
To poezja. To nie słowa. To nie ta mowa. Ta tu mowa- niemowa. Ta tu
mowa- literaturowa. To nie literatura. To nie fabuła. To fabula rasa. To
się nie da napisać. To się nie da namalować. To nie coś. To nie ktoś. To
niezłomny los. Ciągle nowy niewymowny los niezłomny. To jest wszystko.
To w sam raz. To jest zadość. To jest radość. To jest pełność. To jest
całość. Cała jaskrawość. Cudne manowce. Kropka nad ypsylonem. Zjawa
realna. To rzeczywistość. To oczywistość. To jest teraz. Wieczne teraz. To
nie czas. Gdzie jest czas? Czy kto pyta? Nikt nie pyta. Się nie pyta. Się
nie hałasuje. To jest śpiew. Ciszy śpiew. To nie handel. To nie klatka. To
jest ptak. To jest fakt. To nie miraż. To nie majak. To jest hamak. To
jest harfa. To harmonia. To porządek. To jest ład. To nie ja. Ja to jad. Ja
to wąż. Ja to rak. Edmund Szerucki- rak. Janek Pradera- rak. Ja Michał
Kątny- rak. Edward Stachura, który nas trzech wymyślił (on, co go
teżwymyślono, przy jego jednocześnie niezastąpionej pomocy) - po
trzykroć rak. Umarł rak. Umarł rak na raka. Ja umarło. Położyło sobie
kres. Koniec biografii. Koniec bibliografii. Koniec biobibliografii. Koniec
biobibliobleblemafii. Nie ma ja. Się jest. Się jest stanem. Nie panem. Ani
nad innymi panem, ani sobie panem. Żadnym panem. Koniec z panem.
Z panem amen. Się jest stanem. Się jest duch. Teraz dopiero. Nigdy
przedtem. Przedtem się to muskało. Przedtem się o to ocierało się.
Wtedy, kiedy nie było ja. Kiedy nie było: mój moja moje. Bardzo rzadko.
Bardzo od czasu do czasu. W tych przerwach od czasu do czasu. W tych
przerwach od ja do ja. Bo ja to czas. Ja to wąż. Ja to rak. Rak umarł na
raka. Wąż umarł od własnego ukąszenia. Czas umarł na czas. Ja umarło
na ja. Nie ma ja. Się jest. Się jest się. Się jest duch. Się jest nikt.