w obfitym lecie
skarżę się na głód
skrzydłom ptaków pomiętym zazdroszczę
ciemnej zieleni ogrodów
niebu
w którym słońce złoty owoc mieszka
głód głód
pełne wargi głodu
skościałe głodem palce
nachylam je rozginam
na słoneczne promienie wabię
spełnienia tarczę okrągłą
i ciało moje
smagane przez wiatr
dojrzałe
kołyszące się na gałęzi życia
jak zielona papuga
chwiejne
podaję
miękkim rękom obłoków
w ciągłym obrocie
chichocze pode mną ziemia