Boże, Boże, Stwórco nasz!
Kiedy Twoje miłość dasz,
Kiedy Ciebie szacować
I nad wszystko miłować
Zaczniem wszyscy statecznie
Prawa pełniąc skutecznie?
Jezu, Jezu, Panie nasz!
Ty na twardym Krzyżu trwasz
Zbyt zbity, skatowany!
Srodze zamordowany,
Nie gwoździe, Cię trzymają
Więzy miłości, dają
Znaki ran oczywiste
Sącząc krople krwi czyste,
Żeś siebie wyniszczywszy,
Wnętrzności wyiskrzywszy
Twoją śmiercią nas zbawił,
Eksces litości zjawił.
Jezu, Jezu, Ojcze nasz!
Kiedy Matki miłość dasz?
Twojej, Twojej Maryi,
Najśliczniejszej liliji,
Naszej obronicielki,
We łzach pocieszycielki?
Ona gniew mityguje,
Niebios groty wstrzymuje,
Pod swój płaszcz przygarnywa,
A łaskami okrywa
Błagając Stworzyciela,
Sędziego Zbawiciela.
Ach, tych trzech kochać mamy!
A jedno serce mamy.
Więcej, więcej serc trzeba!
Wspomagajcież nas nieba,
Boga, Jezusa, Matkę,
Byśmy nie wpadli w płatkę.
Trzeba lepiej i więcej
Kochać oraz goręcej.
Oni nasza nadzieja,
Nie znamy Dobrodzieja
Innego jako Poga
Ani Matki, gdy trwoga.
O święci aniołowie,
Wielcy serafinowie,
Wyznawcy, męczennicy
Z męczeńskiej ran krynicy
Dajcie, lejcie potoki,
By serc afekt stooki
Widział, kochał na wieki
Boga topiąc powieki
W Jego dziwnej piękności,
Słodyczy i wdzięczności:
On jeden wszystko może,
Nas wiecznie zapomoże.
Niebiosa, o nas dbajcie,
Z nami spoinie kochajcie
Jezusa i Maryją
Wszech wieczności liliją,
Za nasze, Wasze dajem
My serca Bogu wzajem,
Na wieki.