UWAGI RZECZY OSTATECZNYCH I ZŁOŚCI GRZECHOWEJ

Józef Baka

DO CZYTELNIKA
Jeden grzech setnych bied świata jest przyczyną!
Patrz, czytelniku: jak z wielką dusz ruiną!
Atrament żaden na karcie nie wyrazi,
Nie opisze, jak złość grzechowa nas kazi.
O grzechów złości pisząc, pióro tępieje
Na jedne wzmiankę, serce z ręką martwieje.
Umierać, a nie życie ciągnąć, potrzeba
Feralną widząc w grzechu postać Ereba!
Raróg, straszydło grzech i plemię piekielne,
Jaszczur, jaszczurka tym sroższa, że subtelne
Monstrum, padalec, w płaszczyk dobra uwity
Je, gryzie, rani robak sumnienia skryty.
Nocą i we dnie, w domu, tak też w gościnie
Katuje, szarpie, nie da w wesołej minie
Jadła, napoju użyć przy balach, godach.
Ej! nie przebaczy, by w największych wygodach.
Wędrowny kompan, nigdy cię nie odbieży.
Jedzie i płynie, z tobą siedzi i leży.
Choćbyś onego myślił alijenować,
Zelżyć, znieważyć lub ściśle sekwestrować,
Wiernie trzyma się. Jedna mu straszna skrucha,
Oczu łzy, na słów Boskich ciekawość ucha.
Jemu trucizną spowiedź pokorna, odważna
Trudów i krzyżów dła Boga chęć poważna.
Wraz ginie, niknie z serc, z myśłi jak kamfora,
Jak cień od słońca, ponury zmrok wieczora.
Serca kołatać wraz przestaje, turbować
Idzie precz, ani śmie nas więcej weksować.
Każdyż z nas grzechem nad wszystko niech się brzydzi,
Mając w pomocy Boga niech złość ohydzi.
4
2. Uwaga kary niezliczonej grzechów
Jezus Maryja! co się to dzieje?
Na dno piekielne kwapiąc się śmieję
Śmiechem serdecznym.
Z góry w dół lecąc, lotów nie ściskam.
Na dardy, miecze skwapnie się ciskam,
Zguba w ochocie!
Haki, tortury i kołowroty
Na kratach, resztach wieczne obroty,
Ogniste stosy.
Siarki, żywice, żarzyste spiże
Dość mile, gdy mi grzech serce liże,
Ślepota wieczna!
Śmiechu serdeczny, tyś mi chorobą
Że już po życiu! żywaś jest proba,
Rana śmiertelna.
Recepty zmyślić nie trafią leki,
Choćby pożarły setne apteki,
Tu kres nadziei!
Ciężkiś mój grzechu nader w sumnieniu
Nielekka plama z ciebie w imieniu
Z dawna szlachetnym.
Sto herbów sławy nie kontentuje,
Piątno niecnoty gdy pieczętuje.
Złość nie do twarzy!
Choćby cię skrucha stłukła, stłoczyła,
Przecie pamiątka: złość w sercu była!
Skaza na wieki!
Tak są szkodliwe twe brudy, glozy.
Łyka zdarte, jak świeże powrozy
Serce krępują.
Co moment, z pola dzień życia schodzi,
Przecie ma dusza w ekscesach brodzi
Złość z wodą pijąc.
Choć tonie, ginie, „gwałtu” nie woła,
Moment, jak okręt pędzi wesoła
W piekło styrując.
5
Oprócz dusz klęski wszędy ruiny
Wałem się sypią, z grzechu przyczyny
Wędrowne kary,
Zań latem upał, tuż srogość mrozów,
Bez koni, wozów dojdą obozów
W szyku stawając.
Tam ludziom szyje podgolą Parki,
Potym nadęte wież, zamków karki
Na łeb strącają.
Wnet się rozbłyszczą w murach wyloty,
Gdy grzech wypali kule i groty
Z pomsty możdżerzów.
Z Marsem w kontr chodzi na bakier z pokojem,
On trzęsie zgodą, on rządzi bojem,
Wietrznik na wszystko.
Niech pakta będą z kim chcąc zawarte,
Wraz dokumenta staną podarte
Za płytkim mieczem.
On trwoży dwory, trzęsie pałace,
Gdy mściwa pomsta we drzwi kolące,
Trwoga w pokojach.
Za stół zasiada, rwie kęsy z gęby,
Dożuć nie dadzą latając zęby.
Febra w jelitach.
Choć się wiwaty zaczną po stole,
Kielich z nóg spada, a oschłe wole
Dręczy pragnieniem.
Nie kontentują tam krotofile,
Gdzie się przylepka rozgości niemile,
Wszytko wywrotem.
Niech się sonaty kapel wydadzą,
Lub serenady, gale zgromadzą
Wdzięczne opery,
Niech się wysila metr kapelista,
Zerwie myśl dobrą grzech kompanista
Trenem wewnętrznym.
Latem ogrody, oranżeryje.
Flory, tulipy, róże, lilije
Nie uweselą.
6
Zimą przejazdki, brygad parady,
W zapust kuliki, miłe szlichtady
Czoło zakwaszą.
Wszędy się wścibi ścisły kolega,
Ból serce ściśnie, gdzie grzech dolega
W parze z frasunkiem.
Próżno myśl suszyć, nic nie rozbije
Melancholiji, póki grzech żyje
W wnętrznym pokoju.
Kto by zamyślał siły stargane
Na betach spowić w sny pożądane
W bezspnne nocy,
Sen o mil tysiąc oczu odbiega,
Gdy na sumnienie trwoga nalega,
Grzech jawny nie śpi.
A któraż grzechu złość zliczy karta?
Gdy i anioła zamienił w czarta
A królów w wołu.
Wielkie bo w niebie grzechu rodziny,
A pogrzeb w piekle, z pychy ruiny:
Tak zawsze kończy!
Ten łotr i tyran niebo skołatał.
Ani swej dziury wiecznie załatał,
Którą Luciper
Rozdarł dość twardej buty rogami
W dół na łeb lecąc z adherentami,
Tak profitował.
Dośćże już w grzechach śmiechu, szaleństwa,
Doda łaskawie niebo zwycięstwa,
Vale bez zwrotu.
Boska obraza brzydka maszkara,
W której konwoju plaga i kara:
Jezus Maryja!
Pod cetnarami duszę stroskaną
Złości towarem naładowaną
Na szlakach łaski
W niebo winduje moc nieustanna,
Maryja, Józef, Joachim, Anna,
Jezus Maryja!
7
3. Uwaga. Jedyny profit, wszelkie złe w skutkach grzechowych
Nota: jak W pielgrzymstwie świat ten etc.
Jezus Maryja! ach zawrót głowy!
W złym dobra szukać, zamęt gotowy,
Gorycz do smaku!
Kto palcem sięgnął gwiazd bez zamiaru,
Kto w kwasie szukał, w żółci kanaru,
Płonne zamysły.
Prędzej z skał, z opok prysną kanały,
Lody krzes dadzą ogniów zapały
W egipskie nocy.
Dyjaną staną brzydkie poczwary,
Nim złość z dobrocią będzie do pary
Na licach serca.
Żądam usilnie serca pokoju,
A grzech się bierze z Bogiem do boju,
Wabiąc pioruny.
Ten znalazł dobroć w szkaradnym grzechu,
Kto morze zawarł w jednym orzechu,
Lub garścią objął.
Ach głupstwo moje! kroplą napawać
Wielkie pragnienie, a nie ustawać
W żądzach tysiącznych.
Tysiączne skarby lichym fenikiem
Ten zakupił, kto słońce z promykiem
W równi postawił.
W jednym morgu niewielkie granice,
Bez krwi żywej martwieją lice,
Trup żywy w oczach.
Cóż bez zbawienia, bez Boskiej łaski?
Miłe mnie wióry i zgniłe trzaski
W skarbie niecnoty.
Jezu Maryja! przetrzyj wzrok piaskiem
Bliskiego grobu, złość łudzi blaskiem
Próżnej ozdoby.
Będąc jedyną malarską kretą
Wzrok wabi błotem złota podnietą,
Ciągnie obłudą.
8
Jak obrzydłego grób tai trupa,
List węże kryje, ropę skorupa,
Tak grzech swe lico
Głaszcze rozkoszą niby z profitem,
Jak już dogodzi, wraz puszcza z kwitem
Dobra wiecznego.
Nie widząc zdrady w lot złości chwytam
Pastki, wądoły, gdzie są, nie pytam,
W bród idąc tonę.
Widzą swą nędzę ciemni ubodzy,
Ja gorszy ślepak w życiu bez wodzy
Silno nie zważam,
Że wyuzdane chuci jak szkapy
Wkrótce rozniosą: piekielne rapy
Już już otworem.
W ostatniej toni nurtów grzechowych
Serce w areszcie ekscesów nowych
Jęczy bez ulgi.
Leci kamieniem, dna nie dosięże
Dusza, z niebem się wiecznie rozprzęże
W pługu niecnoty.
Smutna godzina na serc zegarze,
Póki w sumnieniu grzech z życiem w parze
Ligi nie zerwie.
Cień złości bije na mym kompasie
Skazując, wkrótce będzie po czasie,
Świta już zachód.
Złość nie zna miary ani strychulca,
Chyba jak dozna fatów hamulca,
Stanie w zapędach.
Jezus Maryja! wszak lament nowy:
Śmierć pod nosem, grób w ziemi gotowy,
Wisi motyka.
Czekam, nim siwa zima mnie zrosi,
A śmierć dość rano swe żniwa kosi:
To nie przenika!
Rwie się co moment życia osnowa,
Co grzech, to brama w piekło gotowa
We dnie i w nocy.
9
Raz złość cieszy, wraz trapi po chwili
Raniąc wnętrzności, jak sztylet szpili,
Śmiercią dobija.
Jezus Maryja! kiedyż przybędzie
Rozum i cnota? złe w sercu wszędzie,
Grzech wnętrznym katem.
Niebo zamyka, piekło otwiera
Łotr wierutny, z cnót, z zasług odziera,
O strato wieczna.
Gwałtem przynagla w tym pisać kwity,
Co Boski zrządził respekt obfity
Z wieków przeciągiem.
Co wieków trudem w niebo zbieramy,
W jednej minucie to utrącamy
Z głupiej ochoty.
W grzechu szperamy śmiechu, wesela:
A oto wiecznie z niebem rozdziela
Z stratą łask Boskich.
Salve mu da jem, a on nam vale
Hak w serce wbiwszy, od nas odstaje
Z figlów waleta.
O nierozumie zapamiętały!
Gorszyś, twardszyś nad Sykulskie skały
Bez łez strumienia.
Jakże już dalej bez wstydu grzeszyć?
A z płaczem własnym figlarza śmieszyć
W zdradzie powabnej.
Wzdrygam się z dzikiem zasiadać wieże,
Drży skóra widząc pale, pręgierze,
Ze wstydu, bólu.
Fraszką być sądzę wieczną katuszę,
Tam psotą topiąc najdroższą duszę
W śmieszki obracam.
Straszny mnie tygrys, lwy i lamparty.
Z niebem certować, jedyne żarty.
Piorun ni w głowie.
Dość śmiało lecę w czartów paszczęki,
Z grzechu w grzech skacząc nie czuję męki,
O nierozumie!
10
Lękam się stosów, huty pożarów,
Kłów wilczych, wściekłych psów lub ogarów,
Ba! żab i szczurów.
Brzydzę się wężem, padalców cerą,
Grzech łechce serce chociaż megierą
Nad bazyliszki.
Któż strachów, bólów żrzódłem i matką?
Jeśli nie wina z korzyścią rzadką
Chciwie szukana?
Jedne mnie miłe grzechowe lepy,
Gdzie utajone dzidy, oszczepy
Serca raniące.
Jezus Maryja! gdzie umysł stały?
Na stoły, pale, na puginały
Grzech duszę miota!
Dośćże już głupstwa, dosyć ślepoty,
Dziś już na zawsze inne kłopoty
Z daru Bożego.
Odtąd świat psu brat, grzech kanalija!
Jedna ma miłość Jezus, Maryja
Stała na wieki.
Już vale światu, już ciału vale,
Przy jednej cnocie trwać żądam stale,
Bóg mi nadzieją.
Precz już swywola na łeb poleci,
Gdy lepszy promyk łask Boskich świeci
W cieniach sumnienia.
Widzę złe, szukam w grzechu swobody
Jak w błocie złota, w słocie pogody,
Pereł w śmiecisku.
Nad blask brylantów, pereł miganie
Bóg klejnot jeden za wszystko stanie:
Bóg mój i wszystko.
Wieczność jest kanak w niebios pierścieniu
Bóg mi koroną będzie w zbawieniu,
Dobro jedyne.
Jezus Maryja! w Tobie nadzieja,
Że mnie uskromisz łotra, złodzieja
Twego honoru.
11
Mogąc pomścić się, długo cierpiałeś,
A ni na zgubę wieczną skazałeś:
Dajże fryszt łaski.
12
4. Uwaga o wieczności
W pielgrzymstwie świat ten ustawnie krążę
Nie wiedząc dokąd. Atoli dążę
Każdej minuty.
Lata, miesiące, dni i godziny
Mijając dają znać, że terminy
Tuż tuż zbliżają,
Do których zmierzam, których dojść muszę.
Jednak nie dojdę, chociaż wysuszę
Myśl mą o onych.
W następującej co też wieczności
Czeka mię w onej nieprzeżytości?
Co mam rokować?
Bóg mię upewnia i uczy wiara,
Przykłady twierdzą, nie sen, nie mara,
Wierzyć należy,
Że są dwie drogi do niej nam dane,
Ale na której ja się zostanę?
To utajono!
Szczęśliwość wieczna, trwałe wesele,
Nienasycone aniołów trele
W dziedzictwie nieba.
A nade wszytkie uszczęśliwienia,
Zyski rozkoszy i dobre mienia
Bóg serca meta.
Czyli też owa, ach! co nie wiecie,
Straszliwa cząstka, przez wiek przeklęcie
Przebywać w piekle?
Zawsze umierać w mękach i głodzie,
Żyć jednak w ogniu także o chłodzie,
Nie mieć nadziei.
A nade wszytkie męczarnia sroga
Utrata Stwórcy własnego, Boga,
Ach bez rewanżu.
Nieszczęśliwości! kto w cię ugodzi?
Rozum nie zważy, myśl nie dochodzi,
Jakeś nieznośna.
13
Złorzeczyć Stwórcy i tak wiekować,
Któremu służyć jest to królować.
Stanie feralny!
Przytomność tego i pamięć straty
Dwaj to tyrani bez alternaty
Wiecznie dręczące.
Tych dwóch terminów we mnie uwaga,
Nadzieję bojażń tuż razem wzmaga,
Umysł utrapienia.
Drżeli od strachu mając w pamięci
I myśląc o tym w swym życiu święci,
Cóż mnie grzesznemu?
Uczynków dobrych świadek sumnienie
Cieszyło onych przez utwierdzenie
W dobrej nadziei.
Mnie gdy przeciwnie przeświadczą, dręczy
Strofuje o złe, katuje, męczy,
W rozpacz wprowadza.
Cóż tak stroskany pocznę w tej mierze?
Izali wdam się w tę, co mię bierze:
Rozpacz i trwogę?
Stój tak myśl sroga! ustąpcie trwogi!
Chociaż dwoiste wieczności drogi,
Ujdę nieszczęsnej.
Wszak miłosierdzie grzesznemu torem.
Jego się chwycę i tym to wzorem
Idąc nie zmylę.
Krwawe ran znamię Jezusa w błędzie
Prostować tor mi niechybny będzie
W wiecznej podróży.
Przy krzyżu w drodze na prawo pójdę,
Tej mety co łotr niechybnie dojdę
A nie lewicy.
Tylko Ty, Jezu, krwi Twej z szacunku
Nie broń na okup i mnie z szafunku,
Przynajmniej kropli
O tę kropelkę Twoja przyczyna
Niech mi niebronna będzie u Syna,
Matko Najświętsza!
14
Pełna litości przyjmi wzdychanie,
Synowi oddaj na ubłaganie
Serca boleści,
Któraś pod krzyżem stojąca zniosła,
By ta ofiarą dla mnie przyniosła
Pewność zbawienia.
O to Cię, Jezu, przez Matki łkanie,
O to przez Syna Matki skonanie
Ze łzami proszę.
Patrz glino prochu czyli źdźbło jedno,
Dokąd twa dąży złość z duszą biedną.
Jezus Maryja.
Niechże twym piaskiem przeczyści oczy,
Wnętrzna ślepota z serca wyskoczy.
Maryja, Józef. Amen,
15
5. O wolności sumnienia
Nota: jak Postrzeż się w rozumie obrany
Boska dobroć wolność mi dała,
A złość jedyna skrępowała.
Nie ma waloru wolność złota,
Gdy w sumnieniu grzechów jak błota.
Nie znam pokoju w mych pokojach.
Bez wojny strach skrzypi w podwojach,
Grzech dzień i noc na trwogę bije
Złe larum, póki w sercu żyje.
Boże umarłych i żyjących,
Jedyna nadziejo grzeszących,
Daj sumnieniu widzieć zginienie,
Strzec nad honor, złoto zbawienie.
Daj zważać, że niebo zawarte
W górze, w dole piekło otwarte,
Śmierć z kosą przed oczyma skacze,
W dzień Sądu przegrawszy zapłaczę.
Oto ginę i tracę siebie
Codziennie obrażając Ciebie.
Jawnie, skrycie, grzesznik mizerny
W mych parolach Bogu niewierny,
Niestały jak księżyc na nowiu,
W pełni grzechu ufając zdrowiu
Wraz stawam, choć życia kwadranse
Mówią: niepewne lat wakanse.
O cero twarzy! do Cerery
Podobnaś kwiatu z maniery,
Lud wdziękiem łudzisz, zwodzisz wiele
Ust rumieńce grzebiąc w popiele.
Trwałaś jak trawa, jak śnieg nikniesz,
Nad młodym i starym wykrzykniesz:
„Tuś mi grzybie i czerstwy rydzu,
Idź w grobu krobkę ślepowidzu.”
Głupie wspieram się jak na trzcinie
Świata machinie, bo w godzinie
Wiek bieg życia chorągiew zwinie,
Sto lat jak jeden moment minie.
16
Gwałtem fata popchną do truny
Z fałszywie wieczystej fortuny,
A ja wieczny nędznik ubogi
W niebo nie wścibię ani nogi.
Cieszę się słysząc „Rycerz z ciebie”,
A nie dojadę kresu w niebie.
Czart zajeździł me animusze,
Gdy tak dzielną osiodłał duszę.
Cofnąć się w niebo sił nie stanie,
Bies silno trzyma na arkanie
Złych nałogów: trudno przestawię,
W co przewrotną naturę wprawię.
Nie ochrona oręż przy boku,
Gdy ja u Boga jak sól w oku,
Układ niepewny, płytkie szable
Przytnie sumnienie jak półdiablę.
Jęczeć musi w złościach zacięta
Wolność, nim zleczy skrucha święta,
Stęka pod grzechów cetnarami
Wewnątrz brząkając kajdanami.
Wszędy i wszystkim zdrowo radzę,
Przy talentach jestem w powadze,
W mym domu ślepy idy jota
Nie trafię poprawić żywota.
Głowa innym, sobiem półgłówek,
Śpię w zginieniu jak od makówek,
Choć trwoży w boju i w pokoju
Grzech, ciągnący pomstę w konwoju.
Cóż mi czynić? co mam wykonać,
Nim pewnie wkrótce przydzie skonać?
Nim śmierć wyda hasło czy pozew,
Krzyknę: Jezu! Maryja! Józef!
Ratujcie nędznego grzesznika,
Bo Wasza dobroć Was przenika,
Z Waszej łaski i sił ramienia
Dojdę pokoju i zbawienia.
17
6. Żądza większej chwały Boskiej
Nota: jak W pielgrzymstwie świat ten
Boże wcielony z Maryi dany,
Od nieba, ziemi bądź na przemiany
Wiecznie kochany.
Jezu maleńki, Boże nasz wielki!
Przez Twej dobroci dokument wszelki
Bądź nam miłościw.
Królom, pasterzom majestat tajnie
Zjawił, za nieba żeś obrał stajnię,
Chlew też me serce.
Masz we mnie jednym osła i wołu,
Mieszkajże, mieszkaj w sercu pospołu,
A wyrzuć śmiecie.
Ach! sprowadziłem ekscesów trzody,
Żmije, padalce, ropsko i wrzody
W moje sumnienie.
Widzisz w mej duszy biesów bestyje,
Brudy, szkarady, niechże wymyje
Twa krew najdroższa.
Uczyń mię gębką czy miotłą Twoją,
Niech z Tobą spoinie, z ochotą moją
Z dusz skazy zmiatam.
Niech ziemię, piekło żywo musztruję
W Twej czci i sławie, niech Cię miłuję
Z wszelkim stworzeniem.
Uczyń Twej chwały mnie instrumentem,
Niech Cię wynaszam każdym momentem
W całej wieczności.
Uczyń mię celem wszelkiej Twej woli,
By najtrudniejszej, choć tej, co boli,
Z reszty łask kwita.
Jezu po pracach krzyżem zemdlony,
U słupa srodze za mnie zsieczony
Udziel mi bólów,
Daj znać, że w krzyżach dukt w niebo prosty,
Bym się nie zbraniał wszelakiej chłosty
Z ręki ojcowskiej.
18
Jezu do krzyża przyćwiekowany,
Zbity, skrwawiony, zamordowany,
Pozwól łaskawie:
Niech w życiu, w zgonie najświętsze Imię
Twoje, Twej Matki będzie w estymie.
Jezus Maryja.
19
7. Uwaga poranna
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Gdy ze snu powstaję.
Wam serdecznie życia sprawy wiecznością oddaję,
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Nim bieg życia spłynie,
Niech od wschodu do zachodu Wasze Imię słynie
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Ziem, niebios kochanie.
Wasza miłość w ludzkich sercach niechaj nie ustanie.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Was witam serdecznie,
Was wychwalać, Was ogłaszać przyrzekam statecznie.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Do stóp Waszych padam.
Biedną duszę, twarde serce pod podnóżek składam.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Twe nóżki całuję,
A za zbrodnie niezliczone rzewliwie żałuję.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Upadam do nóżek
Z serca prosząc, niechaj będę Wasz wieczny podnóżek.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Ścielę się pod nogi,
Niech mię depcą i tratują za grzech nader mnogi.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Z wstydu oczy kryję,
Przez Was samych jednam, błagam a w piersi się biję.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Na twarz padam grzeszny.
Niech za zbrodnie i swywole mam odpust pocieszny.
Jezus, Maryja, Józef, Joachim i Anna,
Wam oddaję duszę i ciało moje grzeszne.
20
8. Uwaga wieczorna
Dobranoc o Jezu! o miłości moja!
Niech w Twych ręku usnę ]a lepianka Twoja,
Niechaj mi się śni zawsze o Tobie,
Niechaj rozmawiam z Tobą dziś sobie.
O Jezu me kochanie!
Dobranoc o Jezu! o moja miłości!
Boże serca mego, niech Twej Opatrzności
Dzisiaj i zawsze pewien doznawam,
Tobie się wszystek cale oddawam
Z duszą i z ciałem grzesznym.
Jezu, pod Twe nogi składam głowę moje.
Racz mię wziąć w opiekę i obronę swoje,
Niech się zanurzę w Twe święte rany,
Mój Zbawicielu Jezu kochany,
Niech w nich dzisiaj zasypiam.
Dobranoc, spraw Jezu dla samego siebie,
Byś w mym sercu mieszkał jako w drugim niebie
Tobie wszechmocny wszech rzeczy Panie
Niech się ma dusza dziś niebem stanie,
O Jezu mój i Boże!
Dobranoc, dobranoc, o moje kochanie,
Jezu mój i Boże, mój dziedziczny Panie,
Przy Tobie wszelkich słodkości zdroju
Niechaj zasypiam, Jezu, w pokoju
Teraz i na czas wszelki.
Matko Boga mego i Stróżu Aniele,
Miejcież o mej pieczą duszy i mym ciele,
Patronie święty imienia mego,
Broń mię tej nocy od wszego złego,
Bądź mi strażą, obroną.
21
9. Akty do powtarzania w dzień, w południu i w wieczór
[...]
8. Przez krew i śmierć Jezusa mojego, Boże,
bądź miłościw nam grzesznym, duszom w czyscu
będącym i konającym dziś albo tej nocy.
9. Przez krew i śmierć Jezusa mojego
wieczne odpocznienie racz im dać Panie etc.
3 razy zmów.
10. Przez wnętrzności Miłosierdzia Twego
Jezu konający na krzyżu zmiłuj się nade mną
konającym. Niech ostatnie tchnienie Twoje
bolesne będzie życiem naszym na wieki.
[...]
34. O Maryja! przedwiecznie przejrzana,
wybrana, ulubiona od Boga, i od Adamowej
skazy wyłączona przez Boga: błagaj za nas
grzesznych Boga, którego Miłosierdzie
nad wszytkie dzieła Jego.
O Maryja! Tyś stworzona miłość Boga,
Tyś wiecznie widząca, poznawająca, wielbiąca,
kochająca Boga: dla miłości Boga bądź za nas
błagająca Boga.
O Maryja! Tyś wiecznie złączona z Bogiem,
najbliższa Boga, najmilsza Bogu, zatopiona,
zanurzona w Bogu, cała Boska, cała w Bogu,
cała dla Boga, Tyś Matka Boska:
bądżże nam Panią i Matką, dla Boga.
O Maryja! Tyś ogarniona Bogiem,
umocniona Bogiem, uzbrojona Bogiem,
zbogacona, oświecona Bogiem, nasycona Bogiem:
uproszę nam ochotę do cnót i Boskich rzeczy.
22
10. Suplika pokutującego
Witaj Jezu, vale świecie,
Precz już z serca ziemskie śmiecie!
Już pragnę statkować,
Grzech cnotą wetować.
Boże w Trójcy nasz jedyny!
Śmierć, Sąd, piekło trwoży z winy.
Zmiłuj się! zlituj się!
Zmiłuj się nad nami!
Święty, święty nad świętymi,
Pokaż litość nad grzesznymi!
Zmiłuj się! zlituj się!
Zmiłuj się nad nami!
Któryś zlepił człeka z gliny
Bez najmniejszej swej przyczyny,
Wołamy ze łzami:
Zmiłuj się nad nami!
Któryś śmiercią świat odkupił,
Gdy grzech z niebios prawa złupił,
Śpiewamy ze łzami:
Zmiłuj się nad nami!
Któryś z wiarą chrztem oświecił,
Łask Twych promień w sercach wzniecił!
Wołamy, wzdychamy:
Zmiłuj się! zlituj się!
Przez samego Cię błagamy,
Przez okienka ran wołamy,
Płaczemy, jęczemy:
Zmiłuj się! zginiemy!
O Maryja! Tyś nadzieja,
Błagaj Pana, Dobrodzieja,
Przyczyń się, przyczyń się
Za nami grzesznymi!
Dla Jezusa Matko Boża
Tyś bez cierni śliczna róża,
Przyczyń się, przyczyń się
Za nami grzesznymi!
23
Ej, dla Boga duchów chory!
Niezliczone świętych dwory,
Módlcie się, módlcie się
Za nami grzesznymi!
24
11. Uwaga nędzy ludzkiej
Człek póki żyje na świecie, prawdziwy
Bied jest i nędzy wszelkiej wizerunek.
Głos, gdy się rodzi, wypuszcza płaczliwy,
Jakby swój przyszły przeczuwał frasunek.
W dzieciństwie płacze częste i sowite,
Groźny dozorca przykrzy się bez miary,
Tudzież nauki, księgi rozmaite,
Niemniej gatunku rozlicznego kary.
Nadchodzi wiosna kwitnącej młodości,
Lecz i w tej jego stan jest opłakany.
Srogi kredytor, szalone miłości
Jak niewolnika trapią na przemiany.
W nowe go wprzęga prace wiek dojrzały,
Chciwość go trudów nabawia i znoju,
Bogactw, honorów blask go okazały
Wabiąc słodkiego broni mu pokoju.
Stary u wszystkich bywa w pogardzeniu.
Bóle, choroby jego pozostałe
Siły targają i jak w oblężeniu
Zewsząd trzymają dni jego zgrzybiałe.
Co gorsza znowu pod rządcą zostaje
I w jarzmie musi jak z lat młodych chodzić,
Na koniec śmierci zdobyczą się staje!
Ach! miałżeś po co na ten świat się rodzić.
25
12. Uwaga skruszonego serca
Boże niezmierny w przedwiecznej dobroci,
Gdy się me życie i bieg wieku kroci,
Choć późno, wołam: Boże, bądź miłościw.
Żebrzę z Dawidem: Boże, bądź litosciw.
Rano i w wieczór wzdycham z Dyzmasami,
Z Twą Magdaleną, jęczę z Taidami:
Boże, bądź miłościw.
Twoje wnętrzności do Ciebie wołają,
Ciebie przez Ciebie serdecznie błagają
Przez Miłosierdzie Twoje nieskończone
W Ojcowskim sercu wiecznie osadzone,
Przez Jezusowe rozgożdżone rany,
Przez Krzyż i Mękę wołam na przemiany:
Boże, bądź miłościw.
Na Krzyż rozpięty Zbawicielu drogi,
Deszcz krwawy z ran Twych, pot w Ogrójcu mnogi,
Dusz kąpiel niech się zmyje i wybieli,
Nim okrzepnę na śmiertelnej pościeli,
Bym Cię oglądał, choć w tysiączne wieki
Od tronu nie od miłości daleki:
Boże, bądź miłościw.
Żal mi, żem zgrzeszył, lecz nie z straty nieba,
Barziej niż nieba Ciebie mi potrzeba.
Dla Twej miłości jedynie żałuję,
Tysiączne nieba nie aprehenduję,
Tyś jeden, Boże, nad wszytkie stworzenia,
Nad życie, honor i obszerne mienia
U serca mojego.
Dość sprośnym życiem Twe serce raniłem;
Ach, bezrozumnie Ojca obraziłem!
Dość Jezusowe rany odnawiałem,
Grzesząc ból nowy bólom zadawałem:
Niech miłość mści się w mej pokucie wiecznej,
Niechaj pokuta w miłości statecznej
Daje dowód żalu.
26
Proszę z Twej łaski, Boże miłosierny,
Niech to otrzymam ja grzesznik mizerny.
Uczyń mię celem wszelkiej Twojej woli,
Niech pokutuję, wiecznie, żem z swejwoli
Zelżył, znieważył Twój Majestat wielki
Lecąc bez wstydu z grzechu w eksces wszelki.
To moje żądanie.
Weź mię z dobroci na procę miłości
W tysiączne druzgi z ciałem miotaj kości,
Gdzie chcąc rzuć, rzucaj w piorunów możdżerze
Na haki, pale, bo kocham Cię szczerze.
Załóż w mym sercu hutę, niech goreję
W ogniach miłością, niech wiecznie boleję:
To moje zbawienie.
Cierpisz mię, Boże, tak długo na świecie,
Bronisz, Maryjo, te obrzydłe śmiecie.
Czym Warn zawdzięczę, ja grzesznik ubogi!
Godzien już dawno w piekła ogień srogi,
Kwituje z nieba dusza ukorzona:
Osadź, gdzie miłość z karą skojarzona,
Jezu i Maryja.
Pijawka w ludzką, ja do Jezusowej
Krwi się przypajam, obrony gotowej,
Chwytam się, Jezu, Twych nóg z Magdaleną,
Chwytam się Krzyża z rzewliwą Heleną,
Wołam dziś, zawsze i całą wiecznością
Tobie właściwym aktem i mądrością:
Boże bądź miłościw.
27
13. Suplika o miłość Boga, Jezusa i Maryi
Boże, Boże, Stwórco nasz!
Kiedy Twoje miłość dasz,
Kiedy Ciebie szacować
I nad wszystko miłować
Zaczniem wszyscy statecznie
Prawa pełniąc skutecznie?
Jezu, Jezu, Panie nasz!
Ty na twardym Krzyżu trwasz
Zbyt zbity, skatowany!
Srodze zamordowany,
Nie gwoździe, Cię trzymają
Więzy miłości, dają
Znaki ran oczywiste
Sącząc krople krwi czyste,
Żeś siebie wyniszczywszy,
Wnętrzności wyiskrzywszy
Twoją śmiercią nas zbawił,
Eksces litości zjawił.
Jezu, Jezu, Ojcze nasz!
Kiedy Matki miłość dasz?
Twojej, Twojej Maryi,
Najśliczniejszej liliji,
Naszej obronicielki,
We łzach pocieszycielki?
Ona gniew mityguje,
Niebios groty wstrzymuje,
Pod swój płaszcz przygarnywa,
A łaskami okrywa
Błagając Stworzyciela,
Sędziego Zbawiciela.
Ach, tych trzech kochać mamy!
A jedno serce mamy.
Więcej, więcej serc trzeba!
Wspomagajcież nas nieba,
Boga, Jezusa, Matkę,
Byśmy nie wpadli w płatkę.
28
Trzeba lepiej i więcej
Kochać oraz goręcej.
Oni nasza nadzieja,
Nie znamy Dobrodzieja
Innego jako Poga
Ani Matki, gdy trwoga.
O święci aniołowie,
Wielcy serafinowie,
Wyznawcy, męczennicy
Z męczeńskiej ran krynicy
Dajcie, lejcie potoki,
By serc afekt stooki
Widział, kochał na wieki
Boga topiąc powieki
W Jego dziwnej piękności,
Słodyczy i wdzięczności:
On jeden wszystko może,
Nas wiecznie zapomoże.
Niebiosa, o nas dbajcie,
Z nami spoinie kochajcie
Jezusa i Maryją
Wszech wieczności liliją,
Za nasze, Wasze dajem
My serca Bogu wzajem,
Na wieki.
29
14. Tekst o miłości Bożej
Boże mój! Boże, Tyś dobro najwyższe.
Wielbię Cię, chwalę, stworzenie najliższe,
Kocham Cię, Boże, kocham całym sobą,
Kocham Cię, Boże, kocham całym Tobą,
Twą wszechmocnością, przedwieczną mądrością,
Wolą, pamięcią, Twą kocham miłością
Jedynie dla Ciebie.
Boże i wszystko, królów, sędziów Panie,
Tyś jest, któryś jest! zastępów Hetmanie,
Kocham Cię sercem, a sercem Maryi
I wszystkich świętych w niebios kompaniji
Śpiewam Ci „Święty, święty” z aniołami,
Kłaniam się z księstwy i z cherubinami,
Boś Pan nad Panami.
Boże, Tyś Ociec i Pan miłościwy,
Na dobrych hojny, a na złych nie mściwy.
Twe miłosierdzie wszystko opasało,
Twojej litości i piekło doznało:
Bo i tam winy nie z całej Twej siły
Karzesz. Twą głoszą podziemne mogiły
Dobroć nieskończoną.
Pełne niebiosa i ziemia szczodroty,
W nędznych sierotach fortunne obroty,
Zwierzęta, ptastwo żywisz i żywioły,
Mrówki, robaczki są to nasze szkoły,
W których się uczym Twego zmiłowania,
Z onych konserwy i pieczolowania
Twa dobroć jaśnieje.
Trosk alternaty i krzyżów krzyżyki,
Gromy, pioruny, chorób komuniki,
Śmierć, czyściec, piekło i wieczność bezdenn,
Na firmamencie rozkosznie odmienna
Na nas wołają prośbą, groźbą dają
Impet miłości. Niech serca pałają
Ku Stwórcy swojemu.
30
Kocham Cię, Boże, boś mię wprzód miłował,
Kiedyś z niczego człekiem uformował,
Twój obraz na mię, jakże Cię obrażać!
Bez zasług łaski jak tego nie zważać!
Tyś ze mną, we mnie, a ja w Twoich ręku,
Mam wszystko w jednym Twej piękności wdziękul
Boś Ty jeden wszystko.
Nic mi po niebie, jeślibym tam Ciebie
Nie miał miłować, bo nie szukam siebie.
Obieram piekło, gdzie się ból rozwarzył,
Bylebym razem z serca afekt żarzył
Ogniem miłości wiecznej, to zbawienie!
Bez Twej miłości wszędy potępienie,
Boże, me kochanie.
Nie odrzucajże, co moc Twa zrządziła,
Łaskawość można ze mną uczyniła,
Odbierz wiek, życie, zdrowie i fortuny,
Honor i sławę, dziś mię rzuć do truny”.
Twoje to wszystko. Me serce gotowe
Życia lub śmierci przyjmować osnowę,
Jedne daj mi miłość.
Jezu mój Boże, co ja grzeszny widzę!
Za grzech żałuję, a złości się wstydzę.
Za mnie nędznego łzy leją Twe oczy.
Ach! z boku woda, z ciała krew się toczy,
Jak Cię nie kochać! Tyś śmiercią ratował,
W otwartych ranach drzwi, oknaś zgotował
Do ucieczki grzesznych.
Cierpisz nas, Boże, cierpisz nasze winy,
Niechże ja cierpię wiecznie bez ruiny
Miłości. Jezu, wiecznie nosisz znaki
Ran pięciorakich, obieram żyć taki:
Umrzeć i cierpieć wolę, a być wiecznie,
Gdzie Ciebie będę miłował statecznie,
Niż grzeszyć na świecie.
Boże mój, niechże ja Twój będę wiecznie
Cale i cały, niech kocham serdecznie.
A żem był krnąbrny, nie rzutki w usługach
Głupie ciesząc się w setnych grzechów długach,
31
Ciebie samego Tobie ofiaruję,
Przez Ciebie błagam, rany prezentuję
Jezusa mojego.
Wlepiam me usta w Jezusowe rany,
O miłosierdzie, na piekło skazany
Grzesznik wołając przez Twe rozwaliny:
W rozdartych cząstkach dla mojej przyczyny
Zmiłuj się, Boże! dla Twojego Syna
Daruj, co moja zasłużyła wina,
On nadto wypłacił.
Spojrzy na Jego, a oddal gniew srogi,
Zaciętość serca odbierz, daj żal mnogi,
Niech trupem padnę u nóg Jezusowych,
Ani się wracam do ekscesów nowych:
Pozwól pokucie frysztu, łask godziny
Nie skracaj, a dla Maryi przyczyny
Boże, bądź miłościw.
Dziwny Bóg wszędy, we mnie najdziwniejszy,
Mocny, cudowny, najmiłosierniejszy.
Na Boga we mnie spojrzy, o Maryja!
I święci Pańscy, niech życia linija
Prosty dukt bierze do wieczności świętej,
Broń od lewicy w dzień Sądu przeklętej,
Jezu i Maryja.
Boże miłości, serc jedyny celu,
Zebrzem uznając Twą litość nad wielu,
Tysiąc tysięcy daj serc, miły Panie,
Milijon niebios mało na kochanie
Ciebie, zmiłuj się! Kochaj za nas siebie,
Nadgródź niezdolność, pozwól widzieć w niebie
I kochać na wieki.
32
15. Tekst o Najświętszym Sakramencie przy elewacyi lub w procesyi
Zniżcie się nieba z aniołów pułkami,
Rzuć się nikczemna ziemio z narodami
Pod nóg podnóżek, oto Pan zakryty,
Oto Bóg prawy, oto skarb obfity.
Padajmy na twarz Bogu w Sakramencie
Całą wiecznością i w każdym momencie
Z wiarą serca żywą.
Mitry, korony i najwyższe trony
Zginajcie głowy w najgłębsze pokłony,
Żywi, umarli, podziemne wądoły,
Wszelkie stworzenia i świata padoły.
Padajmy na twarz Bogu w Sakramencie
Całą wiecznością i w każdym momencie
Z wiarą serca żywą.
Oto Król Niebios na krzyżowym tronie
Lud swój piastując na serdecznym łonie
Majestat zaćmił, by nas nie przerażał,
A śmielej ludzkich serc miłość pomnażał.
Padajmy na twarz Bogu w Sakramencie
Całą wiecznością i w każdym momencie
Z wiarą serca żywą.
Tu Bóg łaskawy, święty nad świętem!,
Tu Miłosierdzie nad nami grzesznemi,
Morze litości brzegów nie znające,
Za co śpiewajcie serca pałające
Ze wszystkim niebem i z całym padołem.
Bijem Ci sercem, bijem oraz czołem,
Boże utajony.
Oko nie widzi, serce prawda dojmie,
Więcej Bóg może, niż wzrok, rozum pojmie.
Nie widzisz Bóstwa, nie patrz i natury
Ludzkiej w Chrystusie, Hostyi figury
Zakryły: skłoń się Bogu w Sakramencie
Całą wiecznością i w każdym momencie
Z wiarą serca żywą.
33
Cud manny dusznej przeistacza wino
I chleb w swe Ciało z istoty ruiną,
Krwią się z człowiekiem spokrewnią Bóg tenże,
Co Mojżeszowe laski mienił w węże.
Jak z wody wino, tak z wina Krew mieni,
Który wywodził potoki z kamieni
Bóg nasz wszechmogący.
My przepaść złości, a tu przepaść łaski.
Gniew Boży trwoży za grzechów niesnaski,
Boguśmy winni, a czym się zasłonim?
Chyba mąk i ran ofiarą obronim.
Spłacajmy długi Jezusa ranami
Przez nie wołając sercem i ustami,
Boże, bądź miłościw.
Jezu, Tyś Ociec synom marnotrawnym,
Których był otruł grzech jabłkiem niestrawnym.
Ożywiasz oraz tak pańsko traktujesz,
Otwarte stoły gód godnym gotujesz
W tym Sakramencie na posiłek wieczny,
By dusze brały swój koniec bezpieczny
Z daru ojcowskiego.
Jezu, Tyś Matką, nas śmiercią rodzący
Niebu, sam Ciałem, Krwi mlekiem karmiący.
Usta i serce w Twe piersi przebite
Na pokarm duszom łaknącym odkryte
Wlepiam zgłodniały szukając posiłku,
Abym nie słabiał przy bliskim lat schyłku
W drodze mej wieczności.
34
16. Westchnienie do Pana Jezusa
Przez cierniową koronę Twoje Jezu Zbawicielu
Panie odpuść grzechy myśli moich.
Przez zawarte oczy Twoje na Krzyżu
odpuść grzechy widzenia mego.
Przez upoliczkowaną twarz Twoje i usta
Twoje śmiertelnemi bólami zamknione, Jezu mój!
daruj winy języka mego, a niech odtąd o Tobie
najczęściej rozmawiam i na chwałę Twoje.
Przez przybite ręce Twoje odpuść winy rąk moich,
a wstrzymaj je od złego dotknienia.
Przez otwarty bok Twój włócznią odpuść winy
żądz moich, a uczyń mnie sługą podług serca Twego.
Przez przybite nogi Twoje do Krzyża
odpuść grzechy nóg moich, a prostuj je
na drogę zbawienną, abym oglądał Cię na wieki
i seraficzną miłością kochał wiecznie.
35
UWAGI O ŚMIERCI NIECHYBNEJ
Do czytelnika
Panuj świecie! nim straszna grobów pani
Aktem tragicznym twoje serce zrani.
Nietrudno, wierszów prawda dowieść może,
Kserksesów perskich śmierć zmogła i zmoże
Aleksandrów, by nowych Pompejuszów,
Wielkich Datisów, Belizaryjuszów,
Emilijanów lub Milcyjadesów,
Rzymskich Fabijów, w taż dzielnych Narsesów.
Jej moc, wielmożność bez granic panuje!
Silna potęga śmiało rozkazuje.
Ta szybko płynie za bystre Sekwany,
Elby, Aluty, Sabaudy, Rodany.
Fortuny z życiem wydziera na wschodzie,
Atlantów łamie silnych na zachodzie,
Najdzie każdego w odległej Afryce,
Jedna państwami włada w Ameryce.
Cale widocznie jej rząd despotyczny
Musi podlegać prostak, polityczny
Nie trafi z nią się doktor dysputować,
Ani filozof w kontr argumentować,
Niech się nie schroni w Sardyńskich Turynach.
Ani się skryje Węgrzyn w Waradynach,
Francuz w Paryżu, a Hiszpan w Madrycie,
Wszędy doścignie śmierć jawna, choć skrycie.
Zblednieje orzeł dość czarny, dwugłowny,
Harpokratesem stanie, kto wymowny.
Nie skryjesz się, najmilszy Polaku,
Na wyższych Tatrach, na górnym Krępaku,
Wszędy doleci śmierć bez skrzydeł ptaka,
Chwyci w swe spony Litwina, Polaka.
Ta prawda wierszem tu jest wyrażona,
Na dusz pożytek światu otworzona.
Czytajże chętnie, miły czytelniku,
A śmierć uprzedzaj cnotą, katoliku.
36
Uwaga śmierci wszytkim stanom służąca
Rzadki Feniks, rzadsza w świecie
Dobroć rzeczy: jak w komecie
Umbr szlaki,
Złe znaki
W żywiołach
I ziołach.
Co śmierć wróży jak kometa,
Saturn, silny dość planeta,
Do sporu
Odporu
Nie najdzie,
Gdy zajdzie.
W życiu jęczym: ach, niestety!
Szczęście, honor, nie bez mety:
Bez chłosty
Dzień prosty
Nie minie,
Śmierć słynie.
Pożegnał się ten z rozumem,
Kto świat sławił świateł tłumem,
Kto ceni,
Lub mieni
Śmiecisko,
Świetlisko.
Że tu dobrze, mało wiele,
Chyba świadczy mądre cielę,
Kto uczył,
Nie skuczył
Sam sobie
W złej dobie.
Z Pisma wiecie,
Źle na świecie!
Życie wojna
Niespokojna.
Ciało kat,
Świat psu brat,
A zaś bies
37
Zły to pies.
Czy czujemy,
Nim zaśniemy,
Czy pijemy,
Czyli jemy,
W grach,
Radach,
Brygach
Turbują,
Katują.
Ej, do nieba
Nam potrzeba!
Tam pokoje,
Słodkie zdroje,
Obłoki
W potoki
Obfite,
Zakryte.
Świata okrąg krętna cyga
Nędzna, szczupła jako figa:
Do nieba
Potrzeba,
Ta meta
Zaleta.
Nie nasyci świat pigułka,
Skruszy zęby twarda bułka
Kamieni
Nie mieni
W bażanty,
W alkanty.
Bied, plag, płaczów świat jest skrzynia,
Coraz chorób, szkód przyczynia
Zamczysta,
Nieczysta;
Na koniec
Śmierć goniec!
38
Starym uwaga
Mości Panie weteranie,
Dość świat szumi, nim ustanie:
Z tych szumów
Rozumów
Nabądźmy,
Nie błądźmy.
Młody może, stary musi
Bryknąć, bo go kaszel dusi:
W tym leki
Z apteki
Nie radzą,
Ba! zdradzą.
Mój staruszku
Przy garnuszku
Darmo zgoła
Warzysz zioła.
Nic piwko
Choć z śliwką!
Na dziady
Pasz rady.
Wybacz, proszę, że cię bodzę
W pospolitej wszystkim drodze
Twój łubek,
Pałubek
Zawlecze,
Uciecze.
Zamiast konia
Śmierć pogonią.
Kijek w ręku,
Ty bez łęku
I oklep,
Gdzie twój sklep
Pospieszysz,
Ucieszysz
Sukcesorów
Nie bez sporów.
Srebrnej rosy
39
Złote włosy
Poczubią,
Cię zgubią,
Jak ścierwo
Rozerwą.
Raz zapłaczą,
Stokroć skaczą,
Że już trupa
Cna chałupa
Nie widzi,
Bo zbrzydzi,
„Won gnoju
Z pokoju!”
Cała płata,
Tam do kata!
Stare grzyby
Choćby ryby
Pożarły,
Potarły.
Brząk łuska,
Nie łuska!
Złota siatka
Ta im matka
I ciotulą.
Precz, babuło!
Trzos bratem
Z Eufratem.
Pieniążek
To bożek.
Panie łysy,
Tyś od misy
Pierwszy w groby,
Do żałoby:
Peruka
Oszuka,
Na włosy
Są kosy.
W oczach mary,
Okulary
40
Śmiało stawią,
Nie zabawią,
Za czasek
Już w piasek
Zdrobniejesz,
Spróchniejesz.
Starość stęka!
Bo w niej męka
Nieustanna:
Kasza, marana,
Choć żuje,
Nie czuje
Posiłku
W lat schyłku.
Kwaśna mina i ponura,
Dziad nie stąpi bez kostura:
Śmierć wita,
Z lat kwita!
Motyka'
Spotyka.
Starzec ślepy oraz głuchy,
Słaby z nosa spędzić muchy
Wszak zgoła
Nie zdoła:
Jak bryknie,
„Gwałt!” krzyknie.
Przy swym zysku
Łez w ucisku
Nie ukoi.
Mysz się boi,
Choć czasem
Z zapasem
Ma kota
Ze złota.
Dziad nazywa garby
„Skarby”:
Śmierć na skarby
Ma swe karby
Bez liku,
41
Bez szyku
Podbiera,
Zawiera.
Krzywo chodzi, garb przeważa.
Niechaj każdy mocno zważa,
Kto słyszy:
Szczur, myszy
Parada
Dla dziada.
Wszyscy wiecie,
Dziad jak dziecię:
Śmierć przylepka,
Grób kolebka,
Kożuszki
W pieluszki
Sposzyje,
Spowije.
W grobie dobrze dość na dziada,
Bo ucichnie wszelka biada:
Nie męka,
Nie stęka,
Nie licho,
Śpi cicho.
42
Młodym uwaga
Za igraszkę śmierć poczyta,
Gdy z grzybami rydze chwyta:
Na dęby
Ma zęby,
Na szczepy
Ma sklepy.
Cny młodziku,
Migdaliku,
Czerstwy rydzu,
Ślepowidzu,
Kwiat mdleje,
Więdnieje.
Być w kresie,
Czerkiesie.
Ej, dziateczki!
Jak kwiateczki
Powycina,
Was pozrzyna
Śmierć kosą
Z lat rosą:
Gdy wschody,
Zachody.
Wszak poranek od wieczoru
Niedaleki bez pozoru,
Dzień z nocą
Karocą
Taż dąży,
Świat krąży.
Dniem niedługo słońce parzy,
Cienią chmury, gdy się żarzy:
Noc mściwa
Sposzywa
Blask szczyry
W swe kiry.
Po zachodzie kwiat w ogrójcu
Płakać musi jak po ojcu:
43
Łzy rosi,
Są głosy
„Do nieba
Bez Feba”.
Śliczny Jasiu,
Mowny szpasiu,
Mój słowiku,
Będzie zyku.
Szpaczkujesz,
Nie czujesz?
Śmierć jak kot
Wpadnie w lot!
Aza nie wiesz,
Że śmierć jak jeż?
Ma swe głogi,
W szpilkach rogi?
Ukoli
Do woli.
Aż jękniesz
I pękniesz.
Czy ty głuszec, czy ty wrona?
Dusznych sępów chwyci szpona!
Twa główka
Makówka,
W swywoli
Nie boli.
Tobie w głowie skoki, tany,
Charty, żarty na przemiany:
Śmierć kroczy,
Utroczy
Jak ptaszka,
Nie fraszka!
W ślepą babkę gdy śmierć skacze,
O czy jeden młodzik płacze!
Jej dygi
Złe figi
Niestrawne,
Dość dawne.
44
Łasyś zbytnie na cukierki,
Jabłka, gruszki i węgierki:
Śmierć jawna,
Niestrawna
Połyka
Młodzika.
Świat gomułka, tyś pigułka,
Ale smaczna szczurom skórka:
Gdy zwleką,
Opieką,
Wywędzą
Łez nędzą.
Tyś jak pączek czy pąpuszek
Od łabędzich twych poduszek:
Śpisz długo,
Śmierć sługą.
Pościele
W popiele.
Młodzieniaszku
W adamaszku,
W aksamity
Zbyt uwity,
Twe lamy
Od jamy
Minęło,
Zniknęło!
Bez zwrotu,
Powrotu.
Nie skryją,
Zaryją.
Świat na morzu, tyś w korabiu,
Śmierć robaczek jest w jedwabiu:
Patrz tchórzu,
Na morzu
Źle cale,
Złe fale!
Kawalerze
W pięknej cerze,
Na twe stany
45
Chcesz odmiany?
Odmiana,
Żeś z Pana,
Brat łata,
Gdy fata!
Kawalerów śmierć szyderca
Zrywa gwałtem i z kobierca:
Łopata
Przeplata
Wesele
W łez wiele.
Nie bądź sadłem czy jak masło:
Niejednemu życie zgasło!
Wszak mówią,
Że łowią
Tak dudków
Bez skutków.
Żywe srebro, paliwoda,
Na igraszki czasu szkoda:
Czas drogi!
Sąd srogi!
Co minie,
Upłynie.
Nie dopędzisz wczora cugiem,
Nie wyorzesz jutra pługiem.
46
Bogaczom ciemnym oświecenie
O bogaczu!
Godnyś płaczu!
Masz sepety
I kalety,
Masz gody,
Wygody
I futra
Do jutra.
Skarbiec pełny
Złotej wełny,
Złote runo,
Lecz że z truną.
Twe juki
Dokuki,
Sobole
Są bolę.
Bogacz Boga miałby chwalić
I ofiary z bogactw palić.
Bóg w niebie:
U ciebie
Bez wróżek
Skarb bożek.
Jemu serce, kłopot życia
Jest oddany, dla nabycia
Zysk cały
Niemały,
Kłopoty,
Suchoty!
Wszak zwiędniałeś,
Ołysiałeś
Jak skorupa,
Liczykrupa:
Twa mina
Więdlina
Dla szczurów
Spod murów.
47
Wysuszyło złote żniwo,
Abrahama czeka piwo:
Po chwili
Posili
Śmierć łzami,
Konwiami.
Twoje złoto
Jako błoto
I zapasy
We złe czasy
Z lat stratą
Łopatą
Śmierć z chuci
Wyrzuci.
Mości Panie,
Z gliny dzbanie
Poliwany,
Pozłacany:
Nie głucho,
Że ucho,
Urwie się,
Stłucze się.
Ma świat cały cię w respekcie:
A ty wszytkich w tym despekcie,
Że czyste,
Wieczyste
Wsi liczysz,
Dziedziczysz.
Masz rządziki
Kapelijki,
Menwet skaczesz,
Nim zapłaczesz.
Złe żyjesz,
Zawyjesz!
Śmierć nie śmiech,
Dudy w miech.
Teraz w rusa
Rwie pokusa,
A w tryszaku
48
Smak jak w raku
Grasz tęgo
Z przysięgą.
Bez chluby
Rad w czuby.
Karty, szachy
Niszczą gmachy.
Z faraona
Dobra strona
Faluje,
Czatuje
Odmiana,
Przegrana.
Mości Panie,
Moje zdanie'
Tej minuty
Do pokuty.
Z pieniędzy
Daj nędzy,
Płać myto
Kalitą.
Lecz ta wada,
Że świat zdrada.
Co się wznieci,
Krótko świeci:
Świat burka,
Twa skórka
Niech zważa,
Poważa.
Dbasz w brygady,
Dbasz w parady.
W złocie chodzisz,
W złościach brodzisz.
Ta fama
Jest plama.
Trup w szatach,
Duch w łatach.
Wszak karmazyn w małej cenie,
Gdy w paklaku złe sumnienie.
49
Grzbiet lśni się,
Duch ćmi się
Sirota,
Hołota.
Masz tytuły
I szkatuły,
W kieskach złoto,
W sercu błoto
Niecnota,
Hołota,
Przemaga
Zniewaga!
Masz parepy, spasie cugi,
Choć nad włosy większe długi,
Parady,
Bez rady
Przychodów,
Rozchodów.
Masz rządziki
Kapelijki,
Menwet skaczesz,
Nim zapłaczesz.
Źle żyjesz,
Zawyjesz!
Śmierć nie śmiech,
Dudy w miech.
Teraz w rusa
Rwie pokusa,
A w tryszaku
Smak jak w raku.
Grasz tęgo
Z przysięgą.
Bez chluby
Rad w czuby.
Karty, szachy
Niszczą gmachy.
Z faraona
Dobra strona
Faluje,
50
Czatuje
Odmiania,
Przegrana.
Mości Panie,
Moje zdanie!
Tej minuty
Do pokuty.
Z pieniędzy
Daj nędzy,
Płać myto
Kalitą.
51
Panom uwaga
Wy panowie,
Wy grandowie,
Czy krzesłowi,
Czy drążkowi
Patrzajcie,
Zważajcie
Poważnie,
Uważnie.
Bóg Pan panów i hetmanowy,
Jeden Rządzca wszytkich stanów.
On nosi,
Wynosi,
On zruszy,
On kruszy.
Przezeń orły i motyle,
Ile sił da, mogą tyle.
Nic z siebie
W potrzebie
Lamparty,
Lwów warty.
Z Jego woli,
Choć powoli,
Harde karki
Łamią Parki,
A szturmy
Wież hurmy
Gdy zoczą,
W lot tłoczą.
Jego sumy, szczuki, mole,
Karpat, Krępak, lasy, pole,
Gdzie zorza,
Gdzie morza
Panuje,
Góruje.
Chwalcież Boga przy powadze
Honor rzecze: „Nie zawadzę
52
Zbawieniu
W imieniu
Wysokim,
Szerokim.”
Wielkie domy niech honory
Przy zalecie cnej pokory
Dziedziczy
I liczą
Z ozdobą,
Cnót próbą.
Wielcy, wyższe myślcie rzeczy,
A zbawienie w pierwszej pieczy
Trzymajcie,
Dźwigajcie
Sumnienie
Nad mienie.
Świat was liczy między Bogi.
Boska bojażń niechaj trwogi „
Dodaje,
Nim staje
Przeboru
Z honoru.
Bądźcie sercem piastunami.
Kto uczynił was panami?
Kórzcie się,
Módlcie się
Publicznie
Tak ślicznie.
Jaśniejecie na świeczniku,
Gaśnie słońce w swym promyku:
Pomrzecie,
Zgaśniecie
Jak śmiecie
Na świecie.
Cedry, dęby i topole
Niszczą, kruszą wichrów wole.
Pan jak dąb,
Śmierci ząb
Z pnia zwali,
53
Obali.
Krzesła, trony
Jej ogony
Zacierają
I chowają
Ordery
Do pery.
Grobowce
Pokrowce.
Wszak nie w cepy
Żyzne sklepy,
Więcej łupów
Z pańskich trupów
Dość snadnie,
Nieskładnie.
Pan padnie,
Śmierć władnie.
Na wspaniałe głowy, szyje
Ostro patrzy, cynkiem bije.
Na laski
Pasz łaski,
W jej chęci
Pieczęci.
Wielkie głowy,
Niech gotowy
Pokłon będzie
Tu i wszędzie
Jednemu,
Wielkiemu,
Prawemu
Sędziemu.
54
Uwaga damom
Świetne damy,
Świat was w ramy
Jeszcze w życiu,
W dobrym byciu
Wprawuje,
Szacuje
Tak wzięte
Jak święte.
A śmierć ślepa
Jak szkulepa.
Nic nie zważa,
Nie poważa:
Chimera!
Odziera.
Co złoto,
Jej błoto.
Na fontaże
Mars pokaże,
Na fryzury
Głodne szczury
Gotuje,
Pudruje
Siwizną,
Zgnilizną.
Umysł hardy,
Na kokardy
Fatów spony,
Girydony,
Tak szuby
Jak czuby
Zwlekają,
Zdzierają.
W lot kapturki
Podrą szczurki,
Tam bukiety
I tupety.
55
Salopy
Od ropy
Zbutwieją,
Struchleją.
Ej, boginie,
Wszytko zginie!
Wasze imię
W krótkiej stymie:
Śmierć strzyże
I krzyże,
Manele
Rwie śmiele.
Darmo kanak zdobi głowy,
Gdy u kogo rozum sowy.
Przeważa,
Nie zważa:
Zgnić w grobie
Ozdobie!
Gdzie testament, tam to lament!
Łzy toczą się na dyjament:
Ach, perło!
Jak berło
Śmierć zmiata,
Do kata!
W świata morzu okręt drogi
Z czubem zerwie wicher srogi.
Popłynie,
Ach, zginie!
W łez rzeki
Na wieki!
Rogów moda jak wicina,
Wiatrem dęta pajęczyna
Skurczy się,
Pomści się.
Śmierć nagle
Na żagle.
Nic wam damy
Złote lamy
Bez urazy,
56
Ani gazy
Mantele,
Manele
Nie dadzą,
Zawadzą.
O Dyjano! z ciebie mara
Czy poczwara, gdy czamara
Przybierze
W ofierze
Much rojem,
Rop zdrojem.
Nic nie miło,
Gdy się zgniło:
Sztofy, tury
I purpury,
Wachlerze,
Trup w cerze
Odmiata,
Do kata!
Nic po stroju,
Człek wór gnoju,
Pompę zbrzydzi,
Świat ohydzi.
Odrzuci,
Bo nuci
Gazeta!
Waleta!
Śmierć niemodna,
Kiedy głodna
Na ząb bierze
W cudnej cerze
Z rumieńcem
I wieńcem
Panienki
W trunieńki.
57
Rycerzom uwaga
Dumny z miny bohatyrze,
Odkryj umysł, powiedz szczyrze:
W humorze
Nie tchórze
Krzewią się,
Gnieżdżą się.
Tyś przybrany w pancerz, w spiże,
Twój bucyfał uszmi strzyże:
Sam mdlejesz,
Truchlejesz!
Dla Boga!
Skąd trwoga?
Wszak na strachy są sztokady,
Dzidy, dardy, kołczan, szpady:
Są działa
I strzała.
Są wozy,
Obozy.
Słyszę, mówisz: „Nic mi rany,
Nic plezyry, nic kajdany.”
Moc biedna!
Śmierć jedna
Nas trwoży,
Strach mnoży.
Śmierć sroższa nad puginały,
Nad rumelskie dzidy, strzały,
Nad groty,
Nad roty.
Śmierć strzyże,'
Paiże.
Mój rycerzu, tchórz w kołnierzu,
Gdy śmierć stawa w twym przymierzu.
Ta liga
Nie figa!
Zła mara
Ta para.
Ona pędzi. Ogniem tchnące
58
Lwy, tygrysy jak zające,
Pancerze
Jak pierze
Drze, psuje,
Tratuje.
Lotne sępy i orlęta
Tłoczy, dłabi jak pisklęta,
A znaczki
Jak raczki
W lot szepcą,
Gdy depcą.
Cudzych fortun ci siepacze
Płaczą straszni jak puchacze,
Boleją,
Truchleją.
Pasz miny
Z ruiny.
Nie dostoi kirys kroku,
Gdy już staną fata z boku.
Śmierć żarty
Z lamparty
Wszak stroi
Ze zbroi.
Darmo skrzydła rozpościerać,
Darmo w wojsku się zawierać,
Śmierć bunty
Przez runty
Sprawuje,
Zwojuje.
Macedończyk zburzył Greki,
Sam w Kocyta wleciał rzeki,
Tam spłynął
I zginął,
Gdzie groble
Na wróble.
Kserkses wody brał w okowy,
Nie przedłużył lat osnowy:
Tyś kłąbek
Nie dąbek,
59
Broń nitki
Nim kwitki.
Żwawy Marsa ty służalec,
Gdy z piór strusich choć kawalec
Cię zdobi,
Sposobi
Choć w marcu
Do harcu.
Choćby matka twa Bellona
Była! Jednak fatów spona
Cię ściśnie,
Zawiśnie
Ich tęga
Potęga.
Dziwią się cię widząc place,
Aplaudują bomby, race
Przy strzałach
I wałach,
Bułatach,
Granatach.
Przecie zamki
Jak bez klamki,
Twe możdżerze
Jak pęcherze
Rozdziera,
Otwiera,
Śmierć psuje,
Rujnuje.
Nic w kaftanach z drotu, hafty
Pękną prędko jako tafty:
Wszak Parka
Dość szparka
Dogodzi,
Uchodzi.
Śmierć w pokoju
Czyli w boju
„Marsz, marsz” każe
I pokaże
Mars czoła:
60
Ty zgoła
Zemdlejesz,
Strupisjesz.
Trąby ra! ra!
A śmierć gra! gra!
Kotły bum! bum!
Z domu rum! rum!
Ruguje,
Rumuje.
Plac bierze?
Żołnierze!
Ach, rozdziału duszy z ciałem
Nie zasłoni cekauz wałem!
Śmierć ściele
W popiele;
Ma lochy
Na prochy.
61
Duchownym
Mości księże, pieścidełko,
Proszę zgadnąć, gdzie pudełko
Zamczyste,
Sklepiste?
Co księży
Mitręży.
Wszak w kościele klejnot drogi
Ksiądz, nie mosiądz, skarb to mnogi.
Więc strata
Zakata
Dość znaczna
Niebaczna,
By nie była, fata skryją
Dość przezornie i zaryją.
Tak wiecznie
Bezpiecznie
Od zguby
Bez chluby.
Mój duchowny
Dość wymowny
Lecz na stronie
Nie w ambonie:
On cicho,
Grzech licho
Nam robi,
Nie zdobi.
Gdy pożary, we dzwon biją,
Wraz kościelne spiże wyją.
Gdy grzmoty
Z suchoty,
Gdy chmury
Z nieb góry.
Ach! pioruny z gniewu chmury
Rzuca gęba z impostury
Wołajże
I dbajże
62
Nasz Mófty,
Mów, mów ty!
Nie zaleta czci kapłańskiej
Być dozorcą trzody Pańskiej,
A trzody
Do zgody
Nie wprawiać,
Namawiać.
Ksiądz nie księżyc, niechże grzeje
Słońcem cnoty, niechaj wleje
W nas ducha,
Aż skrucha
Na duszy
Nas skruszy.
Mości księże!
Twe oręże
Brewijarze
I ołtarze
Znać dają,
Wołają:
„Oprawy,
Poprawy”.
Sam nie chwalisz mości księże,
Kto źle chowa swe oręże:
Mój księże,
Oręże
Zapasy
W złe czasy.
Nie chowajże je w pokrowcu,
Nim zagrzebią cię w grobowcu:
Do dania
Nie brania
Kurcz męczy
I dręczy.
Z ręką skąpą zgniją oczy.
Wkrótce życie w dół poskoczy:
Szostaki
W żebraki
63
Pozbywaj,
Zdrów bywaj!
Ksiądz ksiąg miewa futerały,
A pokrowiec w trunnie trwały
Śmierć mściwa
Sposzywa,
Gotuje,
Czatuje.
Zła nowina mości księże!
Nas czekają żaby, węże:
Dzwonnica
Tęsknica
Zahuczy,
Zamruczy!
Żyj z ołtarza mój pasterzu,
Trzymaj z Bogiem nas w przymierzu
Skutecznie,
Statecznie
Cnotami,
Modłami.
Bożych darów
Nie z pucharów
Ampułeczką,
Nie lampeczką
Używaj,
Przebywaj,
By nad stan
Nie był dzban.
Mości księże teologu
Nim w śmiertelnym staniem progu
Nas spytaj,
Przeczytaj
Z Psałterza:
„Śmierć zmierza.”
Mości księże kapelanie,
Kiedy pora nam nastanie,
Że tańce
W różańce,
64
Nowinki
W godzinki
Zamienią się? nasze karty
W książki święte? bo nie żarty!
Żartujem,
Kartujem:
Śmierć czeka
Człowieka.
Świat nie światło: ty świecznikiem!
Oświecajże słów promykiem,
Ni chuchu,
Ni duchu.
Ćmią cienie
Sumnienie!
65
Dworskiej młodzi
Pożegnał się ten z rozumem,
Kto dwór zwał łask wielkich tłumem:
Tam łaski
Jak trzaski
Latają,
W łeb dają.
W obietnicach złote góry,
W skutku kruche łask farfury:
Pan dworski
Kot morski,
Choć mowny
Nie łowny.
Z domu wiedzie dość paradnie,
Lecz wyjedzie oklep snadnie:
Stół chiński
Koń fiński.
Zakaty
Strokaty!
Ty dworaku
Nieboraku,
Kręcipięto,
By nie wzięto,
Patrz nieba:
Coć trzeba?
Uważaj,
Poważaj.
Ten wiek tracić młodym fama,
Lecz w sumnieniu znaczna plama:
Gdy młodzi,
Co szkodzi,
To dbają,
Chwytają.
Dworskie mody, polityki
Łacno łamią cnoty szyki.
W nich smaku
Jak w raku:
66
Bez cnót nic!
Będziesz fryc.
Złych kompanów straszne roty,
Z nich się bierze grzech w obroty.
Niecnota
Hołota,
Kolega
Dolega.
Ze złym liga w długim czasie
Trzyma serce jako w prasie
W niedoli,
Swywoli.
Złe kluby
Do zguby!
Nie dasz danku farbie z kretą:
Dwór bez cnoty nie zaletą.
Maniery,
Cnót cery
Są próbą,
Ozdobą.
Własnych fortun dwór podszewką
Być mienisz: lecz tą polewką
Choć żyjesz,
Nie styjesz.
Wszak długi
W zasługi!
Kręci wirem świata morze,
Paliwoda tyś we dworze,
Szeptami,
Plotkami
Dość sprawny
I jawny.
Latasz wszędy, gdzie nie proszą,
Szczęścia skrzydła cię unoszą:
Ktoś mydłem,
Ty skrzydłem
Cię zdradzisz:
Źle radzisz.
67
Z fortun kołem mózg się kręci,
Fatów obrót nie w pamięci.
O kołku,
Być w dołku!
Z fortuny
Do truny.
Nie nasycą tany dworów,
Milsze tony świętych chórów:
Tak wiecznie
Bezpiecznie.
Ta rada
Nie zdrada!
Więc co żywo skocz ochoczo,
Za instynktem szłapio, kroczo,
W niebie dwór,
Świat plew wór:
Ta meta
Zaleta!
Na dworskiego polityka
Nie igraszka jest motyka!
Łopata,
Gdzie chata,
Pokaże
I skaże.
68
Patriotom Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego
Przez świat sławny mój Polaku,
Dla wolności jedynaku
Po tobie!
Bo w grobie
Niewola,
Niedola.
Męstwo Marsa za Feliksa,
Złota wolność za Feniksa
Cię dała,
Witała
Dość dawno:
To jawno!
Orły w herbie biorą góry!
Z gór strącają Park pazury,
Na spony
Obrony
Nie dojdą,
W dół pójdą.
Śmierć papuga lada jaka
Uczy gadać twego ptaka:
„Tu ślisko,
Grób blisko:
Gnij nisko
Orlisko!”
Ej, Polaku, orli ptaku,
Nie ulecisz na rumaku.
Śmierć sidłem,
Wędzidłem
Uchodzi,
Dogodzi.
Choć żółwiowe sprzęgaj cugi,
Gdy przysądzą fatów rugi:
Pospieszysz,
Ucieszysz
Tą jazdą,
Gdzie gniazdo
69
Ci pokażą tarte dęby,
Co piłują twarde zęby.
Sośnina,
Osina
Naznaczy,
Okraczy.
Cny narodzie,
Grób cię bodzie.
Śmierć niezbita
Niepolita
Powoli
Niewoli.
W swe łyka
Zamyka.
Czy ty orzeł, czy ty kawka,
Wkrótce zdłabi kaszel, czkawka
Śmierć szyję
Zaszyje.
Zawali,
Obali.
Mój Litwinie
W dobrej minie:
Junak z ciebie,
Nim w pogrzebie!
Śmierć kroczy,
Utroczy
Pogonią
Bez konia.
Wszak mawiają,
A nie bają:
Ciesząc żądze
Po pieniądze
Do Litwy
Bez bitwy.
Bądź złoty
Z liczb cnoty.
Jak bez słońca nikną farby,
Tak bez cnoty giną skarby:
70
Z Polaka
Żebraka
Kto sądzi,
Nie zbłądzi.
Z ostrożnością
Z twą wiecznością
Mało wiele
Powiem śmiele:
Cnót ile
Dóbr tyle
Zyskałeś,
Wskórałeś.
Niestatecznie,
Choćbyś wiecznie
Nabył dobra,
Gdy niedobra
Fortuna,
Twa truna,
A zbiory
Jak wióry.
71
Cudzoziemcom
Witam gości w naszym kraju,
Z wami chętnie jakby w raju
Żyć chcemy,
Będziemy
Społecznie,
Statecznie.
Wasze strony
Jak Dodony,
Cudze kraje
Mówne gaje.
Was pytać,
Was witać
Pragniemy,
Życzemy.
Miły gościu, Mości Panie,
Prosim, dajże serca zdanie,
O co chodzi?
Co szkodzi?
W tych krajach
Czy rajach.
Słyszę, mówisz: Polskie kraje
Co dzień mają śliczne maje,
Wesoło
I czoło
Pogodne,
Swobodne.
Jeno marce
Złe na starce.
W zimne stycznie
Niezbyt ślicznie:
Tam groby,
Choroby
Dość gęste
I częste.
Liczą w lutych
Z lat wyzutych.
72
Z listopady
Jako grady
Padają,
Chwytają
Całuny
Do truny.
Mości Panie!
Myli zdanie:
„Nie baj baju,
Umrzesz w maju.”
Przysłowie
Opowie.
Tak uczy:
Śmierć kluczy.
Więc ostrożnie, panie Włochu:
Nie truj zdrowia w polskim grochu.
Bo krzyknie
I ryknie
„Och!” pan Włoch
„Zły tu groch!”
Kwaśno, słono ktoś nie jada,
W przaśnym, w słodkim siada zdrada:
Oszuka,
Dokuka.
Dość jedna
Śmierć biedna.
Mój Francuzie!
Wierzaj Muzie:
Ruskie kwasy
Wszytkie czasy
Dość psują,
Dość trują
Bez soli,
Śmierć boli.
Ej, Francuzie!
Mor w kapuzie
Oślep chwyta,
Ani pyta,
73
Czy ty „La”?
Czy „de La”?
Czy ty Franc?
Czy ty Hanc?
Śmierć Francuza
Jak kobuza,
A Niemczyka
Jak kulika
Kusego,
Tłustego
Osiecze,
Opiecze.
Panie Niemcze,
Cudzoziemcze!
Przy defektach
Nic po fektach,
Nic „Was, was!
Der, die, das”.
Śmierć rauz! rauz!
Kumerauz!
Nic tesaczki,
Nic kruhlaczki!
Miej ochotę
Bronić cnotę:
Przez szpady,
Układy
Dość szparka
Pchnie Parka.
Cnót się chwytaj bez odmiany,
Szacuj parol Bogu dany:
Z parolu
Bez bólu
Schodź z placu
Bez płaczu.
W modnym kroju,
W krótkim stroju
Język długi,
Złe zasługi
74
Odbiera,
Zawiera.
Precz kusa,
Pokusa!
75
Panom dysydentom
Straszliwego Majestatu Panie
Dałeś rozum, dajże i poznanie
Jednej prawdy nieomylnej
Ku zbawieniu nam przychylnej:
Bo są głowy
Jak u sowy
Bez rozumu,
Z fałszów tłumu
Przy uporze.
Jedenś Boże, jeden chrzest, ofiara,
Jedna dusza, jedna musi wiara
Być od Ciebie,
Która w niebie
Twej czeladzi
Lud osadzi:
A zaś inna
Jako gminna
Lud zawodzi
Nader szkodzi,
Bo na wieki.
Chrystus owce wabi do owczarni,
Krnąbrne kozły pędzi do koziarni:
Swym rozumkom nie ufajmy,
Fałszu z prawdą nie zwijajmy.
Ach! szukajmy dusz Pasterza,
Nim śmierć chwyci zza kołnierza.
Już pod nosem!
Mości Panie, grzeczny dysydencie,
Nie bądź grzeszny, błędny jak w odmęcie,
Wszak w momencie
Na okręcie
Z dusz ruiną
Ludzie giną:
Patrz! niedługa
Twa żegluga.
76
W co sterują,
Gdzie kierują
Lat zapędy.
Nie ekskuza, że tak uczy kircha,
Bo odpowie skórka, tłusta ircha:
Gdy w kłopocie
Jak w robocie
Śmierć wyprawi,
Nim zabawi.
Myśl niebożę!
Nie pomoże
Nic Anglija,
Saksonija
W Park areszcie.
Wszak zawodzi korzyść, po respektach
Krótkich świata być w wiecznych despektach.
Za kapłuna
Chuda truna.
Za wygody
Wieczne głody.
Zła odmiana
Dla Waćpana!
Życie tłuste,
W cnoty puste
Zada maku.
Nie w senacie, siądziesz w koszu, w saku,
Nim doczołgniesz nieba choć na raku:
Przejmą sidła, zamkną klatki,
Boś bez świętych i bez Matki.
Ach, bez głowy!
Bez przymowy. '
Gdzież jest ona?
A tu spona
Śmierci chwyta.
Myśl, co wskórasz! co wygrasz, }ak wtete?
Chyba kurka na twoim kościele.
Ten omdlewa,
To ci śpiewa:
77
„Zbór bez krzyża
Łask ubliża!”
Ach, niestety,
Łzy bez mety,
Bez waloru
Dla uporu!
Już po czasie!
A gdy psalmy nucisz Dawidowe,
Do jedności miej serce gotowe:
Mój Dawidzie,
O cię idzie!
Radź o sobie
W życia dobie.
Błagaj Boga,
Nim nie trwoga:
Przeżegnaj się,
Nawracaj się.
Wszak Bóg czeka!
Ach, bez Piotra, bez jego stolicy
Tu panowie są ewangelicy!
Proścież ducha,
Aby skrucha
Was zleczyła,
Przytuliła:
Taka rada
Wszak nie zdrada!
Dysydentom,
Konfidentom
W polskim państwie.
78
Miasta obywatelom
Miasta zdobią kamienice,
Rynki, gmachy, w taż ulice,
Im bary,
Koszary
Przydały
Dość chwały.
Górę biorą niebotyczne
Wieże, wały, zamki śliczne:
A przecie
Jak wiecie,
Są bardzie,
W pogardzie.
Świat mieszczany
Między pany
Wszak nie liczy,
Jeszcze krzyczy
Na możność,
Wielmożność,
Krzywi się,
Marszczy się.
Jedna dla nich śmierć cudowna,
Która panów z gburem równa:
Zarównie
I głównie
W pałace
Kołace.
Szczupła wielkim miastom chluba,
Gdy altecom grozi zguba.
Nadejdą
I wejdą
Ruiny
W machiny.
Arsenały od perzyny
Nie obronią, od ruiny:
Wszak miasto
Jak ciasto
79
Rozgniotą
Z bied rotą.
Jak rdza zjada styrskie stale,
Tak Mars broczy w krwi kanale.
Fortece
Altece:
Na zguby
Pasz chluby!
Słońca promień, śnieżne góry,
A śmierć niszczy miejskie mury:
Dość częsta
I gęsta
Nowina,
Ruina.
Letki laufer śmierć, nie chromy,
W lot obleci sklepy, kromy:
Okrąży,
Choć dąży
Powoli
W niedoli.
Więc rynkowy,
Ratuszowy!
Niech łokciowy
I szynkowy
Swe zbiory
Za wióry
Poczyta,
Cnót pyta.
80
Nędznym tu kmieciom
Biedni kmiecie! to powiecie,
Że was cetnar prac dość gniecie.
Tu praca
Jak prasa
Lud tłoczy
Roboczy.
Bieda rani i dokucza,
Jak żar rybkom z siatek, z buczą:
Atoli
Powoli
Bóg koi
I goi.
Kmiotek stęka,
Że tu męka:
Lecz przy zgonie
Nie utonie
W łez rzekach
Po wiekach,
Po potach,
Kłopotach.
Wszak weselej, śmielej chłopek,
Co jak mrówka dźwiga snopek,
Po cepie
Śpi w sklepie,
W dolinie,
W perzynie.
Ty oraczu,
Pełen płaczu:
Śmierć macocha!
A twa socha
Co wskóra?
Ej, skóra
Zaboli!
Gdy zgoli.
Śmierć i chłopy
Jako snopy
81
Z gruntów brozdy
Jako drozdy
Wybiera,
Zawiera.
Tratuje,
Morduje.
W czysca sieci
Jak w osieci
Kąkol duszy
Twej wysuszy,
Wywróci,
Wykłóci,
Naparzy,
Rozżarzy.
Twe woliki trzymasz w pługu:
A śmierć ciebie weźmie w długu,
W oborze
Z piec sporze
Odzienie
I mienie.
82
Uwaga zabawnym czy zatrudnionym chmielem głowom
Na waletę wiersz by metę
Założył: lecz swą zaletę
Zakaty,
Wiwaty
Wznawiają,
Wskrzeszają.
Jużby rychlej oschło pióro,
By nie dały weny sporo
Achtele,
Butele,
Puchary
Nim mary.
Tyś bez wierszów dosyć sławny,
Z oczu, z mordy opój jawny,
A z brzucha
Bez ucha
Baryła
Otyła.
Bez liwarów gęba kufa
Połknąć antał sobie ufa:
Nie zmyli,
Wychyli
Dość smagłe
I nagle.
Darmo puzdro! lepiej w pipie.
Gdy smak smagły język szczypie:
Dogodzisz,
Wszak brodzisz
W aptece
Jak w rzece.
Smagło chlustasz trunek różny:
Często zatem tyś podróżny
Do Rygi
Po figi
Obfite,
Sowite.
83
Oczy mokre jako bańki
Nic nie widzą, jeno szklanki.
Jak wstanie,
Dostanie.
Bolą oczy blachmalowe,
Gdy szkła drobne są stołowe:
Wraz huczysz
I tłuczysz
Na miazgi
Drobiazgi.
Stłukł się respekt na kieliszki,
Zbrzydziły je twoje kiszki.
Antały
Twe pany:
Czapkujesz,
Warujesz.
Gęba huczy chmielem dęta,
Niech pisklęta czy karlęta
Tym trują,
Traktują:
Mnie miła
Baryła.
Mnie choć z lagrem daj achtele,
Co najżywiej nieś butele:
Niech zginą,
Mnie miną
Kaczeczki,
Lampeczki.
Kurza główka choć omdlewa,
Dobra gęba jak cholewa
Nadgrodzi,
Gdy brodzi
W roztoczy
Po oczy.
Stój, dla Boga, obiboku!
Patrz choć zezem, śmierć na oku!
Dopijasz,
Dobijasz
84
Twe życie
Nie skrycie.
Żal mi ciebie zmokła kokosz:
Będzie we łbie, w mózgu rokosz!
Twa skórka
Jak burka
Na słocie
I w błocie.
Żal mi klocu! brzuch machina
Rozpłynie się jako glina:
Drżysz z febry,
A cebry
Nie zmylisz,
Wychylisz.
Akwawita
Dobrze świta,
Od węgrzyna
Twa czupryna
Jeży się!
Choć lśni się.
Coś trwoży,
Śmierć wróży.
Nie odeprzesz nosem ryjąc,
Nie wymodlisz czołem bijąc:
Twe mary
Legary
Swobodne,
Wygodne.
Z czar, nie z czarów, twe choroby,
Popchną w groby trunków próby:
Mikstura
To fura
Dość lotna,
Obrotna.
Próżna flasza cię odstrasza,
Próżna krypta cię zaprasza:
Butele,
Łez wiele
85
Przydacie
W lat stracie!
Miękczą gęby
Suche zęby,
Brzuch pakują.
Nie żałują
Ryczałtem
I gwałtem
W grób spieszą,
Nie cieszą.
Dośćże paku, wiek na haku!
Z lury gnoju wstań robaku.
Robacy
Bez pracy
Otoczą,
Roztoczą.
Rzucaj chmiele, brzydkie ziele,
Zamknij gębę, stul gardziele.
W te ziółka
Jak pszczółka
Śmierć wleci,
Kark zleci.
Kuflów smoku, obiboku!
Przetrzyj oczy w życia zmroku l
Wiersz budzi,
Nie łudzi:
Wraz zaśniesz
I zgaśniesz,
Dobijaj się,
Dopijaj się
Nieba łzami
I cnotami.
Tam miara
Nie mara
Wieczysta,
Rzęsista.
Śmierć jak małpa, to wyrazi,
Co nas zdobi, lubo kazi:
86
Jak poczniesz,
Tak spoczniesz,
Wschód jaki,
Zmrok taki.
87
Rada wszytkim stanom
Wszytkie stany
Na przemiany
Upadajcie,
Wyciskajcie
Z powieki
Łez rzeki
Sędziemu
Świętemu.
Boskie rany
Jako ściany
Niech zasłonią
I obronią
Każdego
Grzesznego
Od kary
Nim mary.
I Maryja
Niech nie mija,
Wnętrznościami,
Zasługami
Folgując,
Ratując
Człowieka,
Co czeka.
88
Suplika wszystkich stanów
O Jezu! Jezu! Jezu nasz kochany,
Prosiemy Ciebie przez Twe święte rany,
Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się nad nami.
O Boże dobry, Boże miłosierny,
Niechaj nie ginę ja grzesznik mizerny.
Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się nad nami.
O Ojcze prawy, Boże nasz przedwieczny,
Daj nam za grzechy skruchę, żal serdeczny.
Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się nad nami.
Wspomnij nasz Twórco, żeśmy Twych rąk dzieło,
Zlituj się, by nas niebo nie minęło.
Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się nad nami.
Karz w życiu lepiej, daruj potym wiecznie,
Bym Cię oglądał i kochał serdecznie.
Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się nad nami.
O Matko, Matko, Maryja miłości!
Dla Boga użyj nad nami litości.
Przyczyń się za nami, przyczyń się za nami.
Jedyna Boska, Maryja miłości,
Dla tych rozdartych Jezusa wnętrzności
Przyczyń się za nami.
Dla tak starganych sił, żył i wnętrzności
Zjednaj przed śmiercią życie pobożności,
Przyczyń się za nami.
O świętych pułki i wy aniołowie!
Brońcie, ratujcie grzesznych patronowie.
Módlcie się za nami, módlcie się za nami.
89
Uwaga prawdy z rozrywką
Grzeszniku
Bez liku:
Ach, grzech, grzech
Nie śmiech, śmiech!
Śmierć matula
Jako duła
Już na nosie,
Dbajże o się
Grzeszniku
Indyku
Nadęty,
Przeklęty,
Stul ogona,
By zbawiona
Była dusza,
Ciała tusza
Od szlagi
Czy plagi
Śmiertelnej
Piekielnej.
Prawda radzi,
Pycha wadzi:
Ta chimera
Lucipera
Zniżyła,
Wtrąciła
W łez rzeki
Na wieki.
Po bólach
Na molach.
Gdy śmierć zmoże,
Nie pomoże
Broda ruda
Ani duda,
Ni łez tłum,
Kotłów bum.
90
Trąb ra, ra,
Gdy zagra,
Maski, fraszki
Oraz flaszki,
Nic muzyki,
Złe żarciki.
Za karty
Tam harty,
Za tuzy,
Tam guzy.
Ty łyk łyku
Smokczesz byku,
A śmierć w szyku
Na przesmyku
Już stawa,
Przygrawa,
Niestety
Menwety.
Ty hul huli
Do gębuli,
A śmierć stuli,
Czas już luli
W napoju
Opoju,
Za szklanki
Da bańki.
Śmierć myśliwiec,
Młodzik, siwieć,
Śmierć babula,
Jak cybula
Łzy wyciska,
Gdy przyciska.
Twa główka
Makówka
Nie boli
W swej woli.
Śmierć macocha,
Kto grzech kocha.
91
Z kosy stali
Wałkiem wali,
Z miłości,
Aż kości
Wyłażą
Z urazą.
Śmierć matula
Nas przytula,
Głaszcze, wabi,
Nim zadłabi,
Grzeszniku!
W kąciku
Nieślicznie,
Publicznie.
Śmierć matula
Usta stula
W gardle kością,
Stawa ością.
Co ma, tka,
Ta matka,
Nic nie ma,
Ta mama,
Nic i tobie nie da w grobie,
Na jej łonie spoczniesz sobie.
Ubogo
I z trwogą
Bez harapu
Capu łapu
Uszczwany,
Zszarpany
Wnet jęknie
I stęknie.
Jednym ciągiem
Kosy drągiem
Sięga pana
I Iwana,
W łeb wali,.
Obali,
92
Nim zgubi,
Naczubi.
Śmierć ślepucha,
Koło ucha
Śmiało chodzi,
Wielu zwodzi.
Gdy wiwat
Czyli lat
Zyczemy,
Pomrzemy.
93
Uwaga nikczemności świata
Vivat Jezus i Maryja,
Śliczna w niebie kompanija.
Łaska Boska grunt, grunt, grunt,
A świat cały fig funt, funt.;
Nic potentat, nic król wszelki,
Jeden Bóg nasz Pan to wielki.
Łaska Boska grunt, grunt, grunt,
A świat cały fig funt, funt.
Ludzka przyjaźń dla zabawy,
Bóg przyjaciel jeden prawy.
Łaska Boska grunt, grunt, grunt,
A świat cały fig funt, funt.
Nic bogactwa, nic fortuny,
Żebrak, bogacz wpadnie w truny.
Łaska Boska grunt, grunt, grunt,
A świat cały fig funt, funt.
Złotogłowy, aksamity
Drze śmierć, z głowy strusie kity.
Łaska Boska grunt, grunt, grunt,
A świat cały fig funt, funt.
Zęby czasów rwą sobole,
Karmazyny toczą mole.
Łaska Boska grunt, grunt, grunt,
A świat cały fig funt, funt.
Jak brylanty tak kokardy
Ząb pokruszy czasów twardy:
Serenady
Pełne zdrady,
Komedyje,
Tragedyje,
Promenady i bankiety
Prędko biorą swe walety.
A opery
Śmiech to szczery,
Jako sceny
Krótkiej weny.
94
Nie uwiozą dzielne cugi,
Musiem płacić fatom długi.
Szłapio, kroczo i ochoczo
Dążą fata, ani zboczą.
Grób karytą, wozem mary,
Fantem będą wraz czamary.
Życie, zdrowie pajęczyna,
Świat sam spłonie, ta przyczyna.
Tu snem szczęście, chwała marą,
Młodość, piękność lat poczwarą,
Dzisiaj rozkosz i bogactwo',
Jutro ropa i robactwo.
Świat światełko,
Śmierć miotełką
Wraz wymieci
Twe rupieci.
Próżność świata bąbel dęty,
Prędzej niknie niż wir kręty.
Świat skorupa
Liczykrupa,
Skąpo daje,
Hojnie łaje.
Jego skarby z słomy sieczka,
Sława słaba jak banieczka.
Niebezpieczna z światem liga,
Kto nie zerwie, temu figa.
W niebie wieczność grunt, grunt, grunt,
Świat dość mały punkt, punkt, punkt.
Sami wiecie
Złe na świecie,
Ej! do nieba
Nam potrzeba.
Świat bałamut i fiut, fiut,
Nic po nim, nie gut, gut, gut.
Dwór niebieski to dwór, dwór, dwór,
Świat plew pełen wór, wór, wór, wór.
W niebie wieczność grunt, grunt, grunt,
Świat dość nędzny punkt, punkt, punkt.
95
Rhytmus de vanitate mundi
Vivat Iesus et Maria
Certa cunctis caeli via.
Christo Deo laudis thus,
Mundo ficus, ulcus, pus.
Christus fixus est in ligno,
Mundus totus in maligno.
Christo Deo laudis thus,
Mundo ficus, ulcus, pus.
Quaeris, quid sit hicce orbis?
Plena arca flagris, morbis.
Deus meus omnia!
Cuncta mundi sonmia.
Pompa mundi, o amici!
Ramus stultus, arbor fici.
Deus meus omnia!
Cuncta mundi somnia.
Mundus totus parvum punctu
Sed millenis malis iunctum.
Deus meus omnia!
Cuncta mundi somnia.
Mare iactat mundi bullam,
Ebibit mors ut ampullam.
Deus meus omnia!
Cuncta mundi somnia.
Bella, livor, rixae luxus
Huius maris sunt refluxus.
Iesus Christus, Maria
Veri boni maria.
Mundus cordis uncus, hamus,
Stulto voto hunc captamus.
Iesus Christus, Maria
Veri boni maria.
Basiat cor in amplexu
Sed occidit doli nexu.
96
Iesus Christus, Maria
Veri boni maria.
Ore promit centum laudes,
Corde vomit mille fraudes.
Iesus Christus, Maria
Veri boni maria.
Mundus paret gloriosus,
Qui globosus, hic gibosus.
Iesus Christus, Maria
Veri boni maria.
Quid est faeda mundi larva?
Nisi mica, resque parva.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
Terra tristis et afflicta
Ob defectus et delicta.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
Pauper casa, dives fumo
Flos ut rosa plena dumo.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
Orbis, morbus ceu caducus,
Spumat, humat eius fucus.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
Fama orbis ficta Iris,
Color pictus nugis miris.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
Tot laborum hic munera,
Tot sudorum sunt funera.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
Tota forma gaudiorum
Ferre vultum otiorum.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
97
Hic iocari, hic saltare,
Nil aeterna procurare.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
Quasi homo non sit cinis
Nec pateret rerum finis.
Iesus Christus, Maria
Nostra sunto gaudia.
Sed dum caput nixum collo,
Ocellos in caelum tollo.
Caeli pompa pomparum!
Mundus nuga nugarum!
Rident poli pulchrae stellae,
Vocant caeli cor rebelle.
Caeli pompa pomparum!
Mundus nuga nugarum!
Vale munde, sat immunde!
Cordis cella, caelum, stella.
Caeli pompa pomparum!
Mundus nuga nugarum!
98
NABOŻEŃSTWO CODZIENNE CHRZEŚCIJAŃSKIE
Rozmyślanie o śmierci czyli Popielec
Dziś rano w dzień popielcowy
Na włosy siwej mej głowy
Gdy kapłan sypał popioły
Martwemu prawie na poły,
Rzekł nie słowa lecz pioruny
Przypominając do truny:
„Pomni człecze, że twe plemię
Z ziemi wzięte pójdzie w ziemię.
Umrzesz i już się nie wrócisz,
Proch jesteś i w proch się obrócisz.”
Czy dawno człek się urodził?
Czy dawno na paskach chodził?
Gdy wspomnę na młode lata,
Tak ich bliska zda się data,
Żem co w samym życia kwiecie
Zdrów, wesół bujał po świecie
Od rana aż do wieczora,
Przysiągłbym, że było wczora.
Rzekłbym, dwudziesty rok dnieje,
Kopę lat metryka pieje.
O lata! jak przemijacie!
Ptaków pędem przewyższacie!
Co tylko siły nastały,
Jużci człowiek i zgrzybiały.
Ledwo z pieluch uwalniają,
Wkrótce całun zaścielają.
Dziś stolarz kolebkę knuje,
Jutro na trunę hebluje.
Com nie rzekł, gdym w smutku brodził:
Szczęśliwszy, co się nie rodził!
Jak tylko świat był stworzony,
Tym smutkiem człek jest gryziony.
Tylu było mędrców dawnych,
Filozofów nader sławnych,
99
Co przez wszystkie wieki żyli,
Czyż folgi nie wymyślili,
By pamięć na śmierć tak była,
Iżby człeka nie trapiła?
Jest sposób, mówią mi śmiele
Cycero i innych wiele:
„Trzeba myślić (twierdzą oni),
Żeśmy wszyscy w jednej toni
Zostawać równie musiemy,
Bo się śmiertelni rodziemy.
To ojca, matkę potkało,
Niech syn na śmierć idzie śmiało.”
Błaheż to jest pocieszenie
Iść w gromadzie na stracenie.
Czyż przez to lżejsze me rany,
Ze krwią drugich miecz był zlany?
W Senece też co czytamy,
Pociechy niewiele mamy.
Chce w nas wmówić, że śmierć człeku
Nie jest straszna w każdym wieku.
A gdy mu przyczyn nie staje,
Postać jej lekarza daje,
Iż wszystkie kończy choroby,
Choć ich najwięcej byłoby.
Wierzę, że chorób pozbawi,
Ale w ten czas, gdy udawi.
Pięknyż to lekarz Seneki,
Co trupa robi z kaleki!
Gdy ja rękami obiema
Tam szukam folgi, gdzie nie ma,
Aż w tej mojej nudnej biedzie
Przyszły na myśl słowa w Credzie,
Które matka mnie wrażała
I tylekroć powtarzała,
Gdym był jeszcze w dziecka stanie:'
Wierzę ciała zmartwychwstanie!
Tą myślą byłem wzmocniony
Nad Seneki, Cycerony!
100
Tak długo w księgach szperałem,
A ja to dzieckiem umiałem.
Dobrzeż Augustyn powiada:
„Więcej mądrości posiada
Jedno dziecię chrześcijańskie
Niż filozofy pogańskie.”
Tak jest, wierzę zmartwychwstanie!
Niech mi śmierć w oczach już stanie:
Nie przelęknę się jej grotów
(Jeślim na sumnieniu gotów!),
Rzeknę do niej: „Znam twe siły,
Wszystkich nas tłoczysz w mogiły.
Rozumiesz, żeś już wygrała,
Gdyś w ziemi nas zakopała?
Dom zgniły ciała zabierasz,
Lecz wieczny duszy otwierasz
I nad ciałem w tym złym stanie
Krótkie twoje panowanie.
Przyjdzie czas (jak Pismo woła),
Gdy na głos trąby anioła
Musisz groby pootwierać,
Łupy swoje z nich wybierać
I wrócić je z twoich lochów
Aż do najdrobniejszych prochów:
Te zaś z swą duszą spojone,
Mocą Boga ożywione
Wstaną na anielskie głosy
Jak z martwego ziarna kłosy,
A w próżne już nasze groby,
Twych zwycięstw niegdy ozdoby,
Będziesz tam sama wtrącona
I na wieki pogrzebiona.”
Rzeknie kto, jak to być może
(Są dziś tacy, żal się Boże!),
Żeby człek zgniły, spróchniały
Znowu powstał żyw i cały?
Ja też takiego niech spytam
Adama (co w Piśmie czytam),
101
Jako z gliny ulepiony
I w momencie ożywiony?
Mógł człek być z ziemi stworzony,
Czemuż nie z ziemi wskrzeszony?
Czyż moc Boska wiecznotrwała
Z czasy zmniejszona została?
Bóg to chce i Bóg to może,
Wierz, nie wierz, wstaniesz niebożę.
Nie łam głowy, jak to będzie.
Bóg łacno wszystko odbędzie.
Myśl o tym, żebyś wskrzeszony
Na prawicy był stawiony!
Tak jest: Wierzę zmartwychwstanie!
Już w wesołym jestem stanie,
Ani się z tego już smucę,
Że wkrótce w proch się obrócę.
Z prochu wzięty, w proch wrócony
I z prochu będę wskrzeszony!
„Królowi wieków nieśmiertelnemu i niewidzialnemu,
samemu Bogu cześć i chwała na wieki wieków. Amen.”
w Lis. S. Pawła I do Tymoteusza w R.l.