Zachód szczytów ...

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

 

Majestatyczny spokój skał - -

jakże dalekim jest od życia!

Tam żaden wiatr nie będzie wiał

z padołów trupiej woni gnicia.

Zamarłe skały - ale tam,

tam jest dopiero świat żywota;

zamkniętych u ich stopy bram

nie przejdzie nic, co wstaje z błota.

 

Dlaczegóż, o, dlaczegóż tak

dalekie są wierzchołki srebrne,

gdy nisko tchu po prostu brak,

czoła schylone w chusty zgrzebne;

gdy dusze, pogrążone w brud,

we własną boskość swą nie wierzą,

na kształt zarazą tkniętych trzód

mrą same i zarazę szerzą....

 

Coraz to głębiej schodzi mrok,

wierzchołki toną w mgieł szeżodze,

a ludzki obłąkany wzrok

noc tylko widzi na swej drodze - -

O skały, utopione w mgle,

gdy się spłyniecie z nocą czarną,

dokądże ruszyć, spocząć gdzie,

za jaką gwiazdą iść polarną?

 

Do nogi podły pełza wąż

i gryzie, i krew w żyłach truje -

dlaczegóż nie świecicie wciąż

i biały szlak wasz w mrok zstępuje?

Czyliż nie wiecie, że jak stal

ostrzem na brusie szlifierz toczy,

tak się o waszą śnieżną dal

ludzkie pod niebem ostrzą oczy ?

 

Wysoki, zimny łańcuch skał -

cóż jemu świat i cóż mu życie?

Dla bogów jeno z ziemi wstał,

by myśli mogli snuć na szczycie.

Człowiecza myśl, gdy wzniesie się,

opada, jak od muru strzała -

bo na to jej liczono dnie,

by z krwią na ustach proch deptała.