Letni deszcz

Krzysztof Siwczyk

Chmury Chmury płyną żabką w kierunku nowego szpitala

położniczego Rytmicznie rodzą się kijanki kropel i

zaczynają ssać blaszane smoczki rynien Skalpele

samochodowych opon tną mokry wosk asfaltu

gubiąc za sobą kliwater który szybko ubywa Umiera

 

potrzeba bycia samemu Przez cały dzień chodzę i próbuję

zsynchornizować swój oddech z oddechami mijanych

Dusiłem się oddychając równo z przekwitającą czterdziestką

której rozpierdalak z boku sukienki sięgał do pośladka

Nie mogłem znaleźć wspólnego rytmu z akwizytorem

który wcisnął mi prospekt jakiegoś odkurzacza Umiera

 

potrzeba próbowania Przed domem zauważyłem że letni deszcz

wyprostował karuzele włosów na moich łydkach i

przykleił do ud bermudy Unieruchomiony patrzę na szlaczek

benzyny który przekreślił szary witraż kałuży Rzucam kapslem

Boję się że jakiś Bóg jak śmierdzący szlaczek rozpadł się tak

Inne teksty autora