Mozaika bizantyjska
T- Małżonko Teotropio.
- Małżonku Teodendronie.
- O jakżeś piękna, wąskolica moja.
- O jakżeś urodziwy, sinousty mój.
- Wdzięcznieś znikoma
pod szatą jak dzwon,
którą zdejmować
hałas na całe cesarstwo.
- Wybornieś umartwiony,
mężu mój i panie,
wzajemny cieniu cienia mego.
- Upodobałem sobie
w dłoniach pani mej,
jako w suchych palemkach
do opończy wpiętych.
- Aliści wznieść je chciała do nieba
i błagać dla synaczka naszego litości,
iż nie jest jako my, Teodendronie.
- Wszelki duch, Teotropio.
Jakiż by miał być
spłodzon w godziwym
dostojeństwie naszym?
- Wyznamć, a ty posłuchaj.
Grzeszniczka zrodziłam.
Naguśki jak prosiątko,
a tłusty a żwawy,
cały w fałdkach przegubkach
przytoczył się nam.
- Pyzaty-li?
- Pyzaty.
- żarłoczny-li?
- żarłoczny.
- Krew-li z mlekiem?
- Tyś rzekł.
- Co na to archimandryta,
mąż przenikliwej gnozy?
Co na to eremitki,
szkielecice święte?
Jakoż im diablęcego
rozwinąć z jedwabi?
- Wszelako w bożej mocy
cud metamorfozy.
Widząc tedy szpetotę
dziecięcia onego,
nie zakrzykniesz,
a licha za wcześnie nie zbudzisz?
- Bliźniętamiśmy w zgrozie.
Prowadź, Teotropio.