Przylot

Wisława Szymborska

 

 

Tej wiosny znowu ptaki wróciły za wcześnie.

Ciesz się rozumie, instynkt też się myli,

zagapi się, przeoczy – i spadają w śnieg

i giną licho, giną nie na miarę

budowy swojej krtani i arcypazurków,

rzetelnych chrząstek i sumiennych błon,

dorzecza serca, labiryntu jelit,

nawy żeber i kręgów w świetnej amfiladzie,

piór godnych pawilonu w muzeum wszechrzemiosł

i dzioba mniszej cierpliwości.

 

To nie jest lament, to tylko zgorszenie,

ze anioł z prawdziwego białka,

latawiec o gruczołach z pieśni nad pieśniami,

pojedynczy w powietrzu, nieprzeliczony w ręce,

tkanka po tkance związany we wspólność

miejsca i czasu jak sztuka klasyczna

w barwach skrzydeł –

spada i kładzie się obok kamienia,

który w swój archaiczny i prostacki sposób

patrzy na życie jak na odrzucane próby.

 

Inne teksty autora

Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska
Wisława Szymborska