[Z chwilą kiedy poezja wyzwoliła się...]

Witkacy

Z chwilą kiedy poezja wyzwoliła się powoli z utartych form rytmicznych i
przestała być szeregiem wypracowań na zadane tematy, jak również
bebechowo-wstrząsowym krzykiem, czy nawet rykiem na temat różnych
uczuć życiowych, otworzył się niezmiernie szeroki horyzont czystej formy,
podobnie jak to się stało w malarstwie przez pozwolenie sobie na dowolną
deformację świata zewnętrznego. Wprowadzenie życiowego i logicznego
bezsensu w zdania całe wzbogaca formę w sposób przrażający. Nawet
dadaiści, chcący absolutnie wylecieć po stycznej z orbity, tworzą formę i
tylko formę, mimo programowej bezsensowności, dopóki operują
wyrazami artykułowanymi. Cóż dopiero, jeśli wyrazy te połączone są ze
sobą w muzyczne całości i całe ich kompleksy, zdania, które otwierają
niezbadane obszary znaczeń leżących na granicach zupełnego, z punktu
widzenia życia, bezsensu, lub też wprost wewnątrz tej sfery, gdzie bezsens
życiowy zmienia się w najwyższy sens formalny. Nie wyrażają zdania te
nowych uczuć, których nie znali nasi przodkowie, jak to twierdzą niektórzy
teoretycy futuryzmu (co do uczuć, to jesteśmy w istocie bardzo podobni
do nich i między sobą i niezdolni do wytworzenia nowych), one wywołują w
nas tylko w i n n y s p o s ó b metafizyczne uczucie, przez swoje
właściwości czysto formalne.