Koncert

Władysław Broniewski

Dyrygent, wściekły i spocony,
machał pałeczką, groził, krzyczał -
ale już gardło filharmonii
ryknęło akord na ulicę.

Wyskoczył z sali, tłumiąc przestrach,
po schodach na dół zleciał pędem
i krzyknął miastu: "Grać, orkiestra!
Ja tutaj jestem dyrygentem!"

I nagle - ulic flety czarne
zapiały w niebo głośnym hymnem,
zapiszczał cienko komin-klarnet
i zawtórował fagot rynny,

miedziane trąby wież i dachów
skoczyły w usta chmur bezzębnych,
a w domów walce, kryte blachą,
waliły pięści gwiazd jak w bębny.

A kiedy nadszedł świtu finał,
to widać było: coraz szybciej
tramwaju smyczek w takt zacinał
po strunach szyn, wygiętych w skrzypce.

Dyrygent rzucić chciał batutę
i skończyć już za długi koncert,
ale o bruk przeciągłą nutą
zabrzęczał złoty cymbał - słońce!

Wtedy, nie wiedząc sam, co czyni,
porwał ołówek i w zachwycie
na telegrafu pięciolinii
układał nowe kompozycje.

Inne teksty autora

Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski