Śmierć

Władysław Broniewski

Patrzy przez okno dzień chory, trupio nabrzękły i siny.

Po korytarzu szpitalnym wolno przechodzą godziny.



Szaro. I cicho. I pusto. Nie ma radości ni smutku.

Chmury się snują po niebie, jak chorzy w ciasnym ogródku.



Palce, jak martwe pająki, nad czymś się trudzą, mozolą.

W szklanym wazonie powiędły kwiaty pachnące karbolem.



Myśli, jak muchy jesienne, łażą, czepiają się sprzętów,

po raz ostatni skrzydłami biją o okna zamknięte.



Ktoś się zaczaił pod drzwiami. Ktoś podsłuchuje i czeka.

Cicho, na palcach podchodzą - śmierć, zakonnica i lekarz.

Inne teksty autora

Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski
Władysław Broniewski