Herosi

Berryman John

Pomimo całej porywczoœci i hydraulicznych poglšdów
Pound był jak kot, kiedy namierzał uczucia,
podfruwał ku nim, wkładał im język do ucha,
delikatnie dopasowywał jedno do drugiego.

Niemalże boski rzemieœlnik; może i nieszczęœliwy,
bez przerwy zawiedziony,
nie przeznaczony jak jego protegowany Tom albo trunkowy Jim
lub twardogłowy Willie do cesarskiego berła.

Jakże ja przestawiałem sobie w myœlach ich role
w sprawowaniu rzšdów nad współczesnš duszš
w domenie angielszczyzny, raz z przodu jeden, to znowu drugi,
z powodu tej czy innej przewagi szczególnej, stanowczy i suwerenny.

Musiałem, od poczštku, wielbić bohaterów
im właœnie każšc uwierzytelniać,
objawiać, sublimować: udrękę życia oraz czyste serce
jak również niemal niedefiniowalne acz zasadnicze słaboœci

dla których miałem ich intronizować i wybaczać im.
Musieli się pojawiać jak rewolucjoniœci,
bezwzględni wrogowie trafu i przypadku,
nieugięci wędrowcy, z dawna nawykli do porażek

na niwie zadań które bez nich wisiałyby jak stryczek
nad Człowiekiem, niewiernym i niedorastajšcym do nich.
Ich znak to skromnoœć i niełatwa duma,
każda „ co głębsza myœl” to myœl o grobie.

Tych wzbierajšcych refleksji przeciwko młodym paniom
przeciwko siedmiu kursom w ostatnim semestrze,
nie potrafiłem jeszcze wcisnšć w mój bezradny wiersz.
Pisałem głównie o œmierci.