Wiersz ćmy
Zćmiewa się w sadzie bzowoćmowym.
O, woni pod kwitnącym słowem!
Nieboskłon łzy rozlewa krwawe
na stokrotki, na ćmy, na trawę
i na kościółek z tyłu w cieniu.
Nieboskłon w ogród łka w milczeniu.
Czego tak szuka w każdej woni?
Po całym świecie ćma wciąż płonie,
po całym świecie, jak tu wokół,
smutek podnosi się z ogrodu
i w cichości zagląda w domy
jak pień, który jest nachylony,
jak bukszpan, co ze jest mną stale,
jak najsmutniejszy wąż – padalec*.
I podczas gdy te wiersze piszę,
pyta mnie gwiazda o różnicę
pomiędzy nią a rosą krwawą,
którą posłało niebo trawom,
a sercem mym i moim słowem,
czułością spitym nad połowę;
wie dobrze, czemu wypytuje,
gdy w blasku swoim przebłyskuje,
gdyż przebłyskuje, wciąż od nowa,
jak ma zawiana lekko głowa.
-tłum. T. M. Larczyński-
(*oczywiście padalce nie są wężami, tworzą (padalcowate) osobny podrząd w rzędzie łuskonośnych, no ale nie wymagajmy od zestresowanego 20-latka znajomości detali taksonomii ;-)
Báseň šera
Šeří se v sadě šeříkovém.
Ó vůně pod kvetoucím slovem!
Obloha pláče krvavě
na sedmikrásky, po trávě
a na stíněný kostel vzadu.
Obloha pláče na zahradu.
Co se to zvídá v každé vůni?
Po celém světě šero trůní,
po celém světě jako tady
zvedá se smutek ze zahrady
a hledí tiše do oken
jak kmen, který je nachýlen,
jak zimostráz, můj kamarád,
jak slepýš, nejsmutnější had.
A zatímco ty verše píši,
ptá se mne hvězda, čím se liší
od rosy, kterou krvavě
nechalo nebe na trávě,
od mého srdce, od slov mých,
nesmírnou něhou opilých,
a dobře ví, proč se mne ptá,
když v záři své se ligotá,
když ligotá se, neustává,
jako má ovíněná hlava.