Przed ostatnim zakrętem dnia
zbieram słowa z którymi zasnę:
wieczorami odzyskują one
szaty swe ciężkie i roztropne.
Chłód ich jest miarowy
i jak cegły w szeregu wiążą się
z białym wapnem kartki.
Mur ten zstępuje w dół
powoli przepływają znaki.
Nie ma w nim okna ani szczeliny
lecz staranna i dręcząca
troska o ścisłe zespolenie.
Chciałbym aby był to jeden wizerunek
pączek jeszcze twardy i zamknięty który
ogrodnik odrywa i siebie nim obdarza.