Nigdy nie pomyślałbym, że umrzesz
Gdyby twój koń nie wrócił do mnie
Wlokąc za sobą długie lejce,
Z twoją krwią na czole
I twym wytartym siodłem
Pustym. Zerwałam się natychmiast.
Jeden skok z ławy,
Następny na próg,
Ostatni prosto w strzemię.
Ruszyłam galopem.
Znalazłam cię wyciągniętego
Przy małym krzaku kolcolistu
Bez papieża, biskupa,
Bez księdza albo mnicha
Co by się tobą zajął,
Ale przy starej, suchej kobiecie
Która okryła cię opończą.
Krew ciekła jeszcze,
Nie wiedziałam, jak ją zatrzymać.
Złożyłam dłonie i piłam ją.
(tłum. Piotr Sommer)
Gdyby twój koń nie wrócił do mnie
Wlokąc za sobą długie lejce,
Z twoją krwią na czole
I twym wytartym siodłem
Pustym. Zerwałam się natychmiast.
Jeden skok z ławy,
Następny na próg,
Ostatni prosto w strzemię.
Ruszyłam galopem.
Znalazłam cię wyciągniętego
Przy małym krzaku kolcolistu
Bez papieża, biskupa,
Bez księdza albo mnicha
Co by się tobą zajął,
Ale przy starej, suchej kobiecie
Która okryła cię opończą.
Krew ciekła jeszcze,
Nie wiedziałam, jak ją zatrzymać.
Złożyłam dłonie i piłam ją.
(tłum. Piotr Sommer)