* * *

Poezja słowacka

Samo Vozár



Za wiejskimi gumnami na słomę
przyfrunęły dwa kruki drapieżce,
przyfrunęły, pilnie okiem strzygš,
czy nie leci z dworu gołšb siwy.
Już go one, dwa kruki drapieżce,
chwycš, roztargaję mu serduszko
i obedrš z piórek w szczerym polu,
w szczerym polu z wiatrem je rozsiejš.

Oj, to nie sš dwa kruki drapieżce,
co na skrzydłach nocnych przyfruwajš –
przecie to dwa zbóje przyczajone
na chłopaka ze wsi wyczekujš
o szarówce i za nocy ciemnej.
Ich Ÿrenice to jaszczurki dzikie,
serca zaœ to dwa żšdła jaszczurcze –
a jaszczurka do zachodu słońca,
nawet na kawałki potargana,
nawet w ogień rzucona nie zdechnie –
dryga cała, syczy, żšdłem łechce.
I dwa zbóje, kruki i drapieżce,
jad gotować w sercu nie przestanš
ani broni lutej z ršk nie puszczš,
póki chłopca, jasne słońce w polu,
nie zadŸgajš, nie przywrócš nocy.

Nie będziecie zbóje, sukinkruki,
chłeptać młodej ciepłej krwi junackiej
ani piersi jego kłuć młodzieńczej
ostrym końcem œmiercionoœnej broni.

Znam ja strzałę kšœliwszš od waszej
I raŸniejszš niż wasze szabliska.
Ona wichrem niby gniew na twarzy
w oczach roziskrzonych się wykluwa –
taka twarz to niebo zapalone,
zapalone i znowu zaćmione,
błyskawicš zaćmione, piorunem,
gromem rwšcym dęby i morderce.
Co się długo œmieje, ostro karze!

I nad głowš, jakby spłynšł nagle
kir na półuœpionš twarz dziewczyny,
noc się chmurzy, łyska, gromem strzela...
Piersi zbójów jak dšb roztrzaskany
kruszš się i walš jak złom skalny.

Zdjęta trwogš dolina szeroka
długo jeszcze jęczy i nabrzmiewa
głuchym echem gniewu wzburzonego.

Wreszcie jedno słońce nad wsiš wschodzi,
a we wsi wychodzi słońce drugie,
œwiatło jedno nad wsiš zaœwitało,
œwiatło drugie zaœwitało we wsi –
œwiatło słońce nad chmurami idzie,
œwiatło chłopak na koniczku leci,
na koniczku koło zbójów zimnych
polem jedzie, jedzie brzegiem rzeki...



tłum. Józef Waczków

Inne teksty autora