Psalm na pamištkę tysišclecia misji œwiętych apostołów Cyryla i Metodego

Poezja słowacka

Pavol Országh Hviezdoslav (1849-1921)



Psalm 98: „Œpiewajcie Panu pieœń
nowš...”



ZadŸwięcz, cytro moja, raduj się w nabożnym upojeniu,
rozkosze ukryte w swych strunach połšcz w chorał chwały;

jak skowronek, co przez przeœwity we mgle opromienia tron,
o, zanieœ i ty orlim skrzydłem nad obłoki psalm sławy!

Gdzie wschód rodzi się potajemnie z konarów wysokiej północy
wpierw blaskiem lilii, zaraz potem wszak dojrzałym owocem,

gdzie dnia wytryska Ÿródło ze skalisk ciemnej przyszłoœci,
by w dolinie cienia rozlać się znowu lœnišcym potokiem,

skšd œwiatło wylatuje skrzydłem gołębic niezliczonych,
a każda w różowym dziobku niesie latoroœl zwycięstwa,

gdzie perlš się krople rosy na czołach aniołów,
by przy pierwszym tchnieniu opaœć błogosławieństwem,

gdzie ubarwiany bywa rumieniec i gdzie tkana jest osnowa życia,
skšd tęcza przez chmury, a zieleń przez biodra ziemi bywa przewieszana,

gdzie wszystkiego zaródŸ i naród, poczštku i trwania tajemnica,
gdzie prawo wszechwładne mieszka, a miłosierdzie płonie nad prawem,

dokšd zmierza skrzydło podzięki, występek płaczliwie tęskni,
ból nawołuje, dokšd wskazujš szczyty, człowieka ciemię,

dokšd wznoszš się dusze sprawiedliwych, won kwiatów, muzyka sfer
niebieskich,
ku czemu fala podskakuje morska, rój gwiazd podšża –

tam, o tam wzleć i ty, duchu mój, jeœli podołajš skrzydła,
jeœli nie oœlepi cię blask, jeœli głos twój nie obumrze,

tam wzleć, duchu mój, wznieœ się ku chwale zapalony
jak œwieca na ołtarzu, jak pochodnia uroczysta,

a gdzie podnóże tronu, na którym króluje Pan –
tam ofiarę serca zapal, pokłon złóż w pokorze!

Ty wszakże, uchu Œwięty, który na krze góry Horeb
jaœniałeœ ogniska różš i jako ognia słup kroczyłeœ po pustyni,

który Izajasza wzrok wyostrzyłeœ widzeniem proroczym,
tak iż przeniknšł zasłonę czasu, noc przepowiedział zguby, dzień
zbawienia potwierdził,

któryœ karmił zachwytu porywem pieœń Dawida,
że aż niosła się po niebie jak œwitu promień,
któryœ nad Jordanem przystanšł w locie, ogarnięty miłoœciš
i znakiem triumfu skrzyżowałeœ się z drogš wiodšcš do Damaszku,

który w dzień pięćdziesištnicy z nieba powiałeœ smagnięciem wichru
i jak œwištynię oœwietliłeœ dom, gdzie z utęsknieniem przesiadywali –

Ty, o Duchu płomienny, proszę, racz wejrzeć i na mnie,
niech serce przezwycięży pospolitoœć, umysł niech zapłonie wysoko,

abym ja, dotšd krucha roœlina, pokrzepiony rwał się do czynu,
bym potrafił wszystko, co każesz, wypowiedzieć ku chwale Najwyższego!

Lecz i ty, narodzie mój, wstań, podŸwignij się z niskich kamiennych ław,
wstań, ruszajmy z mroków dolin wszyscy radoœnie w góry!

Przyobleczcie szaty œwišteczne, jak kiedyœ, gdy dla złożenia ofiar cišgnęły
rzesze praojców,
pod sztandarami wiary gromadŸcie się w pielgrzymkach;

którzy wprawieni jesteœcie w głoszeniu chwały – pójdŸcie, kaznodzieje,
tam z wyżyn rozpostrzyjcie mowę płomiennš po całym widnokręgu;

którzy zmysły zdrowe zachowaliœcie, serce bez skazy,
jesteœcie wyznawcami prawdy, zdrady nieœwiadomi,

odziani pancerzem charakteru, jak skała mocni wolš, dzielni w
niepowodzeniach,
podnieœcie arkę przymierza i zastępach kroczcie;

którym znany jest czar harmonii, dar dany pieœni z królestwa
niebieskiego –
stwórzcie muzykę do marszu, zabrzmijcie nowym œpiewem;

którzy obracacie bryłę œwiata zawsze pełni dobrej nadziei,
ozdabiajšc kostur, na którym wspiera się staroœć – oddech swój
przyłšczcie;

o ty, orszaku chałup, pospiesz, o ty, pod jałowcem wstydu, ty w czystoœci
wiankach,
niech płonie oblicze wasze rozradowane niby wstšżka purpurowa;

wy, co pasiecie stada, od œwitu dnia aż po jego poczerniałe zajœcie za hale,
fujarkę przynieœcie znowu oraz mieszek dud;

wcišgnijcie, matki czułe, w ruch ten œwiekry wrażliwe i dziatwę –
niech utkwi jej do końca w pamięci to, co poruszało naród;

pójdŸcie wszyscy ku Tatrom, one Syjonem dziœ, kamieniem węgielnym,
mnóstwo ołtarzy tam wzniesionych czeka na ognisk rozpalenie,

wytrzebcie lasy wokoło, wrzucajcie w płomień wraz z wonnš żywicš,
niech żarzy się niezliczonymi językami aż po niebios baldachim,

a kiedy wzejdzie łuna, chwałę jej wykrzykujcie po wielekroć,
œpiewajmy znowu i znowu z gorliwoœciš œwištynnš!

Zasłużył na to Pan, Bóg nasz, w mierze najwyższej,
I chociaż słońcem, narodzie, płoniesz, iskrš tylko podziękuj.

Wszak przed tysišcem lat, kiedy jeszcze zwodnicze mroki
przesłaniały wzrok ludzkoœci, czart królował pogański,

kiedy dokoła niczym dziki zwierz naród z narodem bił się o zdobycz,
stada hord rozwœcieczonych krew pobitych chłeptały,

gdy nawet œwięty znak zbawienia pazerni wróżbici
w bicz niewolnictwa splatali, skuwali w okowy,

gdy ginšł człowiek jak trawa, plemiona przemieszczały się jak fale
morskie –
już wtedy, narodzie, wypełniał w tobie dzieło Pan œwiata.

On zesłał archanioła ku Tatrom wœród błyskawic o północy,
by zaniósł wspaniałš wieœć radosnš na Velehrad.

I zstępował posłaniec Boży ze szczytu na szczyt jasny jak obłok –
Tam gdzie resztki bożków stały i w przepaœć je zwalił.

Nikt nie popędzał go na drodze wspaniałej, tylko sam król Roœcisław,
gdy stanšł u jego łoza cały w blasku i przemówił w te słowa:

Roœcisławie, Roœcisławie, królu miły Bogu, nie smuć się dłużej,
Pan pojšł twoje pragnienia, oto przychodzę je spełnić.

Nie będzie lud twój miotany więcej żadnš pokusš
ani mamiony obłudš, dręczony butš;

Bóg objawił się œwiatu, by poznał go twarzš w twarz, pod postaciš
człowieka,
zapewne objawi się i narodowi twojemu, zrozumie go.

Tam zwróć swoje zatroskane spojrzenie ku Ÿródłu œwiatła, w nim obmyj się
niechybnie –
wskazał palcem na wschód i ku gwiazdom odleciał.

Chwała Panu za to objawienie, chwała miłoœci za dług;
oto œwięci Cyryl i Metody już idš z Carogrodu!

Kroczš mężnie brzegami Dunaju jak ongiœ do Abrahama przeœwietni
posłańcy,
ów łagodny, cichy Jan, ten zaœ Paweł żarliwy.

Niosš księgę żywota ze sobš, jej treœci nie krępujš już więcej faryzeusze,
twoja mowa stanie się nurtem, którym w duszy twej płynšć będzie;

oni rozproszš wkrótce obce herezje, kłamstwo wypleniš, skruszš
œwiętokradców
i wezmš ciebie, narodzie, pod swojš możnš opiekę,

osłoniš tarczš wiary, przypnš ci miecz œwiatła, prawdš cię ogrodzš,
w królestwo ducha wlejš potężny jak Dunaj nurt oœwiaty,

będziesz jak rozkwitły pień lipy, gdy wiosna zawita;
jak jabłoń brzemienna bogactwem jesieni;

i znak zbawienia niosš, krzyż z Golgoty, któremu na próżno groził
upadkiem żołnierz-najmita, renegat Julian:

krzyż ten zatknš na szczytach Tatr, w mocnym rdzeniu z granitu,
skšd nie wyrwie go burza ni œwiata swawola,

i œwiecić ci będzie stamtšd jak latarnia morska ogniem nie gasnšcym,
gdy szaleje bezprawie i łódŸ znajduje się w odwrocie,

pod jego ramionami nie zginiesz, uszczerbku nie zaznasz,
on w cierpieniu twš siłš i w boju zwycięstwem!

Niech będzie czczona ich pamięć, za to co uczynili,
czczona z rozgłosem w póŸnym pokoleniu!

Tak oto troszczył się o ciebie, narodzie, sam Ojciec narodów,
dajšc ci niezwykłych apostołów za przywódców twej młodoœci.

A oni ochrzcili cię na nowo ze Ÿródeł ojczystych
o nauczyli cię w twej mowie wzywać Imienia Pana.

Dzięki temu trwałeœ aż dotšd od tamtego wesela, niebu będšc wierny i
samemu sobie,
dzięki temu też trwać będziesz nieœmiertelnie, oto pieczęć, poręka.


I choć poniżony jesteœ, wdeptany w największš niewolę,
Szarpany jak przydrożne drzewo, ku uciesze wandali,

podłoœć oœmiela się ciebie szkalować, zuchwałoœć napadać z triumfem,
bezkarnie,
nienawiœć na œmierć skazywać za to, żeœ się narodził,

choć krwawe łzy ronisz z powodu krzywd, zbolały wielce,
a oset twojš poduszkš i zasnšć nie potrafisz,

nie będziesz nękany długo pokusš wszelakš
ani mamiony œlepotš, dręczony butš;

nadejdzie bowiem dzień Bożego sšdu, nadejdzie pierwej, niż się grzech
spodziewa,
nim zdšży łowca podstępny wymierzyć do zdobyczy,

nie ma prawdy tak umęczonej, o nie, która nie przerodziłaby się w chwałę,
nie ma krzywdy tak małej, o nie, za którš by Bóg nie pokarał!

Wielbijmy Pana, nieokiełzanym czcijmy go umysłu poruszeniem,
Pozapalajmy ogniska wdzięcznoœci, duchem wzlatujmy;

Rozpostrzyj, œpiewie nasz, skrzydła swoje od bieguna po biegun
I schwytaj całš wiosnę, wszelkie ptactwo myœli;

Powietrze całe niech przesyci się kadzidłem wonnym i dŸwiękiem chwały
I w przestworzach niech owinie się wokół tronu pierœcieniem.

On dozwolił tysišc lat przeżyć w wierze bezpiecznej na skale
I wyprostuje nasze przyszłe œcieżki, jak o to prosimy.

O, Boże, jakże słowem apostołów swoich, bliŸništ duchowych,
Zjednoczyłeœ nas w służbie chrztem wód Dunaju;

O, zachowaj nas razem w zgodzie, zachowaj nas, którzy umacniamy się w
życzliwoœci,
Niech nikt nie przerwie naszych więzi, niech się nie wykruszy!

Spraw, by rozpoznało się wzajemnie stado Chwały, gdziekolwiek w górach
Rozproszone mieszka, spraw, niech się zjednoczy;

I jak pasterzy dobrych wysłałeœ dla przywrócenia go,
Tak uczyń cud znowu: niech uwierzy raz jeszcze!

Wówczas naprawdę dojdzie do celu, jaki mu na pastwisku œwiata
wyznaczyłeœ,
I zasadzie plamę pokoju na ziemi,

W jej cieniu będzie rozkwitać ludzkoœć niczym w przystani bez burzy i
przeszkód,
A ty z luboœciš odpoczniesz znowu jak po stworzeniu œwiata...

O, œpiewaj mu, narodzie, chwałę, w zachwycie umysłu głoœ: Alleluja!
WzbudŸ echo tysięcy skał, szum rzek i wieków œwiadectwo;

Radoœć twoja œwięta niech idzie mu naprzeciw jak słońce ku południowi,
Wdzięcznoœć twoja niech leci za nim jak rój gwiazd na północ.

A potem uklęknij i skłoń się w pokorze, powtarzajšc proœbę:
„Łaska Twa nad nami, o Panie, teraz i na wieki!”


(1885)

Tłum. Andrzej Babuchowski

Inne teksty autora