Sławianin

Poezja słowacka

Jan Kollár

„Co Bóg spoił, człowiek nie rozłączy”.
Co językiem, onym świętym węzłem
Sama matka przyroda związała,
To, człowieku, złośliwą, zawistna
Nie rozwiązuj i nie targaj ręką!
Nas Słowaków, Morawców, Szlązaków
I Polaków z Czechy zjednoczyła;
Zespoiła ognia pełnych Rusów
Ze silnymi braćmi na południu,
Których równe i bogate pola
Z wielkiego się napawają Istru,
Przez których się ciche łąki wali
Sawa, Drawa, Drina i Marica,
Jaki i inne niezliczone rzeki.
Ich chędogie miasta i dziedziny
Połyskują z obu stron Bałkanu,
A ich wiosło po Adryi porze
I po morzu o lodowych brzegach.
O, jam dotąd nie zapomniał jeszcze
Na Pomorzu i w Luzatach Serba,
Który bliskim mylony Teutonem
Tylko – by nie słyszan był – nieśmiele,
W familijnej wyraża się mowie.
Często myślę o dunajskich Serbach,
Wznoszących się pomiędzy Turkami
Jako wpośród chrustu chybkie jodły.
W sercu noszę krajńskiego Ilira:
Jego wieki zniszczyć nie zdołały.
Zwyciężnego wspominam Sławońca,
Który z mężnym spojony Chrobatem
Nieprzyjaznym oddoływa siłom;
Chęsto okiem ducha mego bystrym
Na Dalmata rzucę olbrzymiego:
Jemu w piersiach starodawnej sławy
Pamiątka aż potąd nie wygasła,
Z niego śpiew piosenki narodowej
Najmężniejsze wywołuje czyny.
Ach, bywały niegdyś smutne czasy,
Czasy długie, czasy nieszczęśliwe,
Kiedy cudzy między nas rzucali
Zgubnych niezgód przeklęte nasienie,
Chytrze drażniąc szczepy przeciw szczepom,
By się kłuli społem między sobą;
Ale syny z matką rozdwoiwszy
Cały naród łatwo przygnębili!
Już te ziarna (bądźże Bogu chwała!)
Bez zarodu na rolę padają.
Błyskawica z ócz matki Slawiji
Złocelne ich nasiona wypala.
W zgodzie już się spotykamy, bracia,
Na obszernym pism i książek polu;
Głupia pomsta i szatański rozbrat
We sławiańskim ustawają świecie:
Unikajmy ich, bracia, w przyszłości!
Ostrożnie się chrońmy onych wrogów,
Którzy tylko nas pokłócić pragną,
Którzy chcą, byśmy sięrozszarpali,
A oni nas potem zniweczyli,
Jako niegdyś naszych sławnych przodków,
Naszych przodków w krainach niemieckich,
Po Galliji i po Brytaniji.
Bo i tam sięprzed wieki sławiańska
Gałęzista zieleni(a)ła lipa,
I tam w górach kiedyś i dolinach
Pokrewna się mowa odbijała.
Niewymowna przenika mię radość,
Gdy was widzę, bracia, pod Kaukazem
Nowe grody kładących i sioła,
W polu nauk i umiejętności
Nowe ducha zarody sadzących.
Ja nie jestem z pocztu tych obmierzłych
(bodaj znikły prędko te odludki!)
którzy swoje odwracają oko
od książki pisanej literami
cyrylskimi lub błagolickimi.
Wszak to tylko jest zewnętrzna szata,
Pod którą słąwiańskie bije serce,
Na wsze strony świata sławiańskiego
Wylewając żywotne potoki:
Choć różnego używamy pisma,
Jedną przecież będziemy rodziną,
Pokąd syn miłować będzie matkę,
Niewdzięcznik jej pokąd nie odrzuci
I tyranom cudzym jej nie odda.
Co się mnie zaś dotycze, ja nie chcę
Krótkowzrokim podziemnym być kretem,
Pod się tylko i za się patrzącym,
Ja to czuję, że całe Sławieństwo
Moje jest, a ja żem jest jego.
To ma hardość, to ma duma bywa,
O którą ja przyprawić się nie dam.
Mój naród jest razem włością moją,
Włość moja niezmiernych jest granic,
Nie liczy set, lecz tysiąc tysięcy.
Ja w daleko szerszym żyję świecie,
Niżli zawiść dopuścić by mogła,
Jestem synem silniejszego rodu
Niżli ona pomyśleć jest zdolna.
Nad przestronną moją, miłą włością
Krasne słonko nigdy nie zapada!
Da-li Pan Bóg i szczęście junackie,
To też jej cześć na wieki nie zginie,
Nie, dopokąd dzieci miłujące
Poniosą jej ofiary gorące.


Współczesny przekład bezimienny

Inne teksty autora