Sonety (z pierwszego cyklu)

Poezja słowacka

Samo Vozár



Wy mi mówicie, że te œpiewy moje
niosš nieznanych uczuć niepokoje,
że tchnš wzburzeniem krwi nieposkromionej,
co łamie sztuki najœwiętsze kanony.

Kto ma jak w Ÿródle siebie przed oczyma
patrzšc w kanony – niechże się ich trzyma.
Od moich uczuć pękajš, zbyt ciasne –
duch, teraŸniejszoœć tworzy prawa własne.

Szkoła w nas życie wysusza od młodu –
lecz idŸ na pola, wytęż twórcy oko
i znajdŸ z naturš więŸ swojš głębokš;

wejrzyj w narodów, losów oceany,
wejrzyj w mš duszę, w smutek jej wezbrany –
i odrzuć swoje gromy bez powodu.

*

Boże, Boże, po co mnie stworzyłeœ,
po co mnie wyrwałeœ z dna wiecznoœci,
wlałeœ w żyły jad nieskończonoœci,
duszy niebo swoje otworzyłeœ.

Stoję – zjawisk wszechœwiaty przede mnš,
jedne z drugich powstajš i ginš,
przemieniajš się wiecznie i płynš
przez toń czasu nieznanš, bezdennš.

Stoję, patrzę, wszędzie widzę ciebie,
tyœ w mej duszy, w słońcu i po trosze
w każdej rzeczy na ziemi i niebie,

ciebie pragnšc ramiona swe wznoszę
ku wiecznoœci, twojej wszechmocnoœci,
z prochu ziemi ku nieskończonoœci.

*

Sam, sam! Nie wesprš bliscy, przyjaciele,
brak serdecznoœci, więzi, wspólnej wiary –
uczucia moje bez końca, bez miary,
lecz nie wiem, w jaki zamysł je zestrzelę.

Wzdraga się słowo, załamuje strofa,
dłoń, wycišgnięta do czynu, się cofa,
dni mknš, ulata mi młodoœć, a przecie
jš bym zatrzymać chciał jak gwiazdę dziecię.

Zakryj, nieszczęsny, wyłup sobie oczy,
œwiat jest tak wielki, łaskawy, uroczy,
on cię jedynie łudzi, jštrzy nęka –

jeœli na zawsze widzieć go przestanę,
czy duch uciszy swe sny nie spętane,
czy jeszcze sroższa będzie moja męka?

*

Doliny sennym œniegiem się okryły,
zimnym i dzikim jak biel całunowa,
pod którš w zbrojach poległych się chowa,
chrobrych, zwycięskich, pełnych bujnej siły.

I wiatr przez morze œniegowe cwałuje –
pierœ matki ziemi pragnšłby obnażyć,
by rychlej mogła œwiaty swe rozjarzyć,
więc chłoszcze, rwie, opończę œmierci pruje.

Lecz znacznie silniej niż ten wiatr wzburzony
wrš me tęsknoty w udręczonym łonie
i nad mogiłš Tatr mój duch zwichrzony.

Gubi mnie, gubi w górnych snów powodzi
nadzieja, która podaje dwie dłonie –
jedna mnie mrozi, druga blaskiem zwodzi.




Tłum. Józef Waczków

Inne teksty autora