Dla Rhody

Delmore Schwartz

Szliśmy spokojnie przez dzień kwietniowy,
Tutaj i tam poezja stolic,
W parku siedzieli żebrak i rentier,
Krzykliwe dzieci i samochody
Mijały nas i biegły dalej,
Od milionera do robotnika
Cyfra odległość zabezpiecza.
Tysiąc dziewięćset trzydziesty siódmy,
Wielu tak drogich zabrała śmierć,
Co pozostanie z ciebie i ze mnie
( Oto jest szkoła, tu się uczymy...)
Poza fotosem, poza pamięcią?
(...ten czas jest ogniem, który nas spala).

( Oto jest szkoła, tu się uczymy...)
Kim jestem tutaj, w sercu płomienia?
Kim jestem teraz, ja, który byłem,
Kim będę jutro, kogo powtórzę,
Studentem piszącym teodyceę
Czy odzyskałem znowu dzieciństwo,
Dzieci krzyczące tak błyszczą, biegnąc,
( Oto jest szkoła, tutaj się uczą...)
Uprowadzone przez grę chwilową!
(...ten czas jest ogniem, który je spala).

Żarłoczna szybkość, rozchwiany płomień!
Gdzie jest mój ojciec, gdzie Eleanor?
Zmarli przed laty; cóż mi, gdzie dziś są?
Wtedy kim byli?
To wszystko? Wszystko?
Od lat dwudziestych po dzień dzisiejszy
Bert Spira z Rhodą gryzą się, gryzą
Nie tym, gdzie dziś są ( a gdzie dziś są?),
Ale kim byli, tak piękna dwójka;
Eksplozja minut w ścianach z płomienia,
W słonecznym ogniu glob się obraca,
Płaskość i piękno w tym wirze mija.
( Jak wszystko błyska! Jak wszystko płonie!)
Kim jestem teraz, ja, który byłem?
Czy pamięć może ciągle przywracać
Dnia nieznacznego nieznaczną barwę?
To czas jest szkołą, w niej się uczymy,
To czas jest ogniem, który nas spala.

Inne teksty autora