Umysł to miasto jak Londyn
Zadymiony i ludny; to stolica
Jak Rzym, zrujnowany i wieczny,
Zasobny w pomniki, których nikt już
Nie pamięta. Bo umysł, jak Rzym, mieści w sobie
Katakumby, akwedukty, amfiteatry, pałace,
Kościoły i posągi na koniach, obalone, potrzaskane lub zbrukane.
Umysł włada ruinami i sam jest we władaniu ruin
Po każdym święcie nawiedzanych widmami pokoleń.
Mów o nas, co chcesz; takimi uczyniła nas miłość.
Jesteśmy z takiej materii, z jakiej zrobione są sny
I krótkie nasze żywoty podległe są rządom bogów, Pana
Wygrywającego na piszczałce, goniącego za pragnieniem
I winobraniem; i bóstwa z łukiem i strzałą,
Kupidyna, przebijającego na wskroś serce, z nagła i na zawsze.
Prochem jesteśmy i w proch się obrócimy, gdy już opadnie
Złoty deszcz i osiądą popioły, kiedy brąz
Rozbije się i rozkruszy, gdy przeminą bezkształtne posągi
Zimy, snu i nicości. Kiedy
Domowe światła wszechświata
Rozbłysną i zapłoną?
Bo to nie morze
Szumiące w muszli,
Ani serce w godzinie harfy,
Ale porażający lęk przed nieposkromionymi
Końmi Apokalipsy, pędzącymi w dzikim popłochu
Ku Arkturowi- i powracającymi nagle...
Zadymiony i ludny; to stolica
Jak Rzym, zrujnowany i wieczny,
Zasobny w pomniki, których nikt już
Nie pamięta. Bo umysł, jak Rzym, mieści w sobie
Katakumby, akwedukty, amfiteatry, pałace,
Kościoły i posągi na koniach, obalone, potrzaskane lub zbrukane.
Umysł włada ruinami i sam jest we władaniu ruin
Po każdym święcie nawiedzanych widmami pokoleń.
Mów o nas, co chcesz; takimi uczyniła nas miłość.
Jesteśmy z takiej materii, z jakiej zrobione są sny
I krótkie nasze żywoty podległe są rządom bogów, Pana
Wygrywającego na piszczałce, goniącego za pragnieniem
I winobraniem; i bóstwa z łukiem i strzałą,
Kupidyna, przebijającego na wskroś serce, z nagła i na zawsze.
Prochem jesteśmy i w proch się obrócimy, gdy już opadnie
Złoty deszcz i osiądą popioły, kiedy brąz
Rozbije się i rozkruszy, gdy przeminą bezkształtne posągi
Zimy, snu i nicości. Kiedy
Domowe światła wszechświata
Rozbłysną i zapłoną?
Bo to nie morze
Szumiące w muszli,
Ani serce w godzinie harfy,
Ale porażający lęk przed nieposkromionymi
Końmi Apokalipsy, pędzącymi w dzikim popłochu
Ku Arkturowi- i powracającymi nagle...