Moja cygańska

Władimir Wysocki

We śnie mym - żółte ognie,
i krzyczą przez sen:
'Poczekaj, poczekaj -
ranek jest mądrzejszy!
Ale rankiem znów nie tak,
nie ma tej radości:
albo palisz na czczo,
albo leczysz kaca.

W knajpach - tam zielone szkło,
i białe serweteczki -
raj dla żebraków i błaznów,
dla mnie jest to klatka...
W cerkwi smród i półmrok w krąg.
diacy kadzą kadzidłami...
Nie, i w cerkwi wszystko nie tak,
wszystko nie tak jak trzeba!

W pośpiechu wbiegam na górę,
oby się tylko nic nie stało, -
a na górze stoi olcha,
a u jej podnóża wiśnia,
gdybyż zbocze owinąć bluszczem -
byłaby to radość,
gdybyż jeszcze zrobić coś...
Wszystko nie jak trzeba!

Biegnę po polu wzdłuż rzeki:
więcej światła - ciemno, nie ma Boga!
W szczerym polu rośnie bławatek,
długa droga.
A wzdłuż drogi gęsty las
z babami-jagami,
a na końcu drogi tej -
szafot z toporami.

Gdzieś konie tańczą w takt,
od niechcenia, płynnie,
Wzdłuż drogi wszystko nie tak,
a na jej końcu podobnie,
I nie cerkiew i nie knajpa -
nie ma nic, chłopcy...

Inne teksty autora

Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki