O łyżwiarzu na krótkie dystanse, któremu kazano biec na długich

Władimir Wysocki

Dziesięć tysięcy i tylko jeden został bieg.
W tym czasie nasz Bieskudnikow Oleg zadarł nosa.
Jestem chory, na zwolnieniu, nie mam siły - i przepadł
Wtedy trener mi zaproponował: biegnij ty.
Przecież na dystansie długim umrę ja - nawet nie krzyknę:
zdołam przebiec tylko pierwszą rundę i padnę!
Lecz surowo mówi do mnie trener tak Trzeba, Fiedzia!
Najważniejsze, mówi, żeby wola była do zwycięstwa
Wola, wola, ale jeśli braknie sił, wpadłem w pasję:
na dziesięć tysięcy wyrwałem się jak na pięćset metrów i zgasłem
Zawiódł mnie, jak przewidziałem, oddech:
zrobiłem tylko pół okrążenia i upadłem. A szkoda!
I nasz trener, eks- i wicemistrz ORUD-u,
nie pozwolił na stadion wpuszczać mnie- judasz!
Przecież jeszcze wczoraj brałem z nim pół bańki,
dziś mi mówi on: Zmień łyżwy na sanki
Szkoda trenera, wcale nie jest taki zły, no Bóg z nim
Dziś trenuję i zapasy i boks.
Nie mam więcej na swój temat złudzeń.
Wszyscy nagle tak uprzejmi dla mnie są - i trener.

Inne teksty autora

Władimir Wysocki
Władimir Wysocki
Władimir Wysocki