Leszczyny z brzozy wyciągają do mnie młodzieńcze palce liści
W drewnianej izbie Paweł Kochański gra III Koncert skrzypcowy
i przerywa zapatrzony w sino-szare Tatry
Szelest potoku na kamieniach czy szum starości w uszach
Styks płynie pod ścianami mojego pokoju
Bóle w klatce piersiowej nie oznaczają zawału
Okno ciemnieje i światła latarni kołyszą się jak wisielcy nad ulicą
Córka przez telefon opowiada niedzielę na Mazurach z synem i psem
Wrony lecą wśród fal zielono-fioletowych chmur
i w świetlistych witrażach karminu
Wszystkie egzaminy oblane W oczach młodszego brata pogarda
Szosą jedzie chłopak na rowerze – za kościołem skręca
czarną ścieżką w świerkowy las
W plecaku ma dwie książki zeszyt cztery pudełka
tabletek nasennych i butelkę wody
Stoi na łące i obserwuje lot siwej czapli
Wstyd ucieczki i duma każą mu jechać do Warszawy
Puste wieczorne ulice i zapach wiosennego deszczu
Gdybyś zrobił to wtedy, nie myślałbyś o tym teraz
1.2.05
W drewnianej izbie Paweł Kochański gra III Koncert skrzypcowy
i przerywa zapatrzony w sino-szare Tatry
Szelest potoku na kamieniach czy szum starości w uszach
Styks płynie pod ścianami mojego pokoju
Bóle w klatce piersiowej nie oznaczają zawału
Okno ciemnieje i światła latarni kołyszą się jak wisielcy nad ulicą
Córka przez telefon opowiada niedzielę na Mazurach z synem i psem
Wrony lecą wśród fal zielono-fioletowych chmur
i w świetlistych witrażach karminu
Wszystkie egzaminy oblane W oczach młodszego brata pogarda
Szosą jedzie chłopak na rowerze – za kościołem skręca
czarną ścieżką w świerkowy las
W plecaku ma dwie książki zeszyt cztery pudełka
tabletek nasennych i butelkę wody
Stoi na łące i obserwuje lot siwej czapli
Wstyd ucieczki i duma każą mu jechać do Warszawy
Puste wieczorne ulice i zapach wiosennego deszczu
Gdybyś zrobił to wtedy, nie myślałbyś o tym teraz
1.2.05