Stosunek do śmierci w stosunku ze Śmiercią

Matyjaszczyk Zbigniew

Stosunek do śmierci w stosunku ze Śmiercią

 

 

 

Blada, pachniała naftaliną, zbutwiałą szafą, w której

 

wiesza się czas na czas nieużywania.

 

Z policzkami jakby zapadała noc

 

opadła.

 

 

Silne sine wargi przygryzała, malując je gryzmolącym językiem.

 

 

Zardzewiałe sprężynowe łóżko z mosiężnymi kulasami na czarnych kolumnach wyło.

 

 

Leżała na wznak, dając mi znak, abym przed nią uklęknął.

 

 

Krucze włosy powbijane w zagłodzone łono dopuściły dłonie

 

penetrujące w nich namiastki ciepła.

 

Sztywny trup penisa utonął w czeluści – z braku powietrza.

 

Rozciął go na dwoje ruch w tył i przód

 

skalany skazą nieskazitelnie ostrą.

 

 

Próbowałem udobruchać tę śmierć.

 

Świece syczały, obok mamrotał ciśnięty o ścianę cień,

 

za kotarą opluwał szyby deszcz dusz parami pukających o parapet.

 

 

Usiadła okrutnym okrakiem,

 

okryła energiczne zaangażowanie obojętnym prześcieradłem i wykonała

 

dance macabre, aż wyblakłem i stałem się ścianą

 

białą, z oderwanym od istnienia tynkiem i grzybem od wilgoci.

 

 

Wycisnęła ze mnie ciśnienia – nieustającym, wyrafinowanym tańcem i

 

zabłądziła do łazienki.

 

W białej trumnie bulgoczących z bólu bąbelków opłukiwała się,

 

wypychając do pokoju grobową ciszę westchnień.

 

 

Zasnąłem ze splecionymi na brzuchu palcami, oplecionymi różańcem białych

 

ptaków róż.

 

 

Nie każdy może śmierć mieć.

 

 

Może jeszcze wróci?

 

A nuż.

 

Oceń ten tekst

Inne teksty autora