Lesław Nowara
Na lewej stronie
Jak na koniec marca dzień był bardzo ciepły.
Przyniosłem ojcu trochę wczesnych kwiatów, zapaliłem
znicze, wsłuchując się w głosy dochodzące
zza grobu. To dwie kobiety,
do połowy przykryte wysokim nagrobkiem,
głośno rozmawiały. Słowa niewyraźne,
z takiej odległości, należały do całkiem obcego
języka. Dzieliło nas trzydzieści metrów
i trzydzieści lat. Oddzielała nas
żwirowa aleja, po której z głośnym chrzęstem
nagle przebiegła granica.
Przestałem być pewien,
czy strona, po której teraz się znalazłem,
jest tą samą stroną, po której się znajduję.
Zacząłem iść, napierając na siebie,
jakbym szedł równocześnie w dwie
przeciwne strony. Pogubiony,
obudziłem się w nocy, po omacku
próbując się odnaleźć i odnajdując swoje ciało
niedbale rzucone na łóżko, jak sweter
przewrócony na lewą stronę.