O smutne muzy, pieśniarki bogów, córy miłości
Mnemosyny i Zeusa, siostry elegancji i wdzięku,
nie śpiewacie już
Wesołych pieśni mieszkańcom Olimpu, zostałyście
wygnane z gór Tracji i Beocji, z wyżyn Helikonu
i szczytów
Parnasu, nie spotykacie się na zboczach Pierri,
gdzie pasą się dziś kozy i jak we mgle
snują turyści.
Gdzież wasze liry, gry na aulosie, zwoje papirusu,
atrybuty tajemnicy.
Gdzie wasze niewidzialne tchnienie, które zapalało
gęsie pióra i otwierało drogi do wieczności;
Nie uczestniczycie
W nowych zaślubinach Tetydy i Peleusa, Harmonii
i Kadmosa, nie kochacie się wśród gajów oliwnych
i na skałach
Attyki, nie mkniecie jak złote strzały nad wodami
Morza Egejskiego i nie stajecie nad głowami poetów,
by szeptać
Słodkie melodie, bowiem dzisiejsi poeci nie wiedzą,
co to jest natchnienie. Dzisiejsi poeci mają pomysły
i twórczą inwencję,
Zdolności i talent, i twardo stąpają po gruncie
żelaznej logiki sławy, tylko czasami spłoszy ich myśl
jakiś dziwny jęk w sercu
I zdławione gardło skomlącej pieśni.
I zdziwi wyciągnięta dłoń
nieistnienia.