dziewczyna idzie przez ogród,
ona lubi bardziej ogród niż świat,
ona lubi patrzeć i słuchać,
jak Czas szeleści usychając i się rodząc,
dziewczyna rozrzuca opadłe liście,
jakby chciała rozruszać opadły Czas i jego szczątki
poderwać do dnia,
dziewczyna chciałaby rozrzucić siebie, jakby sama
miała Czasu za dużo,
przedziera się przez krzewy i przez płoty,
nawet trawa usiłuje pochwycić ją i zatrzymać,
dziewczyna przedziera się przez Czas opadły
i Czas rosnący,
dziewczyna już nie pamięta, kogo szuka,
kogo ma obudzić z kamienia,
kamiennego jednorożca czy kamiennego fauna,
dzban dawno wypadł jej z ręki i się rozbił,
niosła w dzbanie wodę tajemną jak sam Czas,
całą ziemią ogrodu Czas wypił tę wodę,
dziewczyna sama nie jest źródłem ani naczyniem,
najchętniej przystanęłaby pośród wszystkich
Czasów,
dziewczyna nieruchomieje na chwilę na środku
ogrodu,
jakby powoli nabierała wieczności