Komin, dyszy małym dymem.
Słońce, nie widzę,
barwi trochę na różowo,
nie widzę raczej niebieskiego.
Róż pięciu tulipanów
o piątej po południu, dzień przed 1 marca.
Zieleń tulipanowych łodyżek i liści
jak coś, czego nie pamiętam,
znajdując Triphyllum Arisaema*
dawno temu i daleko.
Dlaczego wtedy był to grudzień
i słońce było nad morzem,
na które mogliśmy patrzeć dzięki świątyniom?
Jedna zielona fala poruszała się na fioletowym morzu,
jak budynek ONZ w czasie długich wieczorów,
zielony i wilgotny,
kiedy niebo wypełnia się fioletem.
Kilka drzew migdałowych
miało kilka kwiatów, jak kilka płatków śniegu,
lśniącego różu oglądanego w błękicie.
Szara cisza,
w której skrzynie ciężarówek skręcają Drugą Aleją
do nieba. Są właśnie
w drodze, na wzgórzu.
Zielone liście tulipanów na moim biurku,
jak światło traw na ciele
i zielono-miedziana wieża,
i pasemka chmur, które zaczynają się jarzyć.
Nie mogę się nadziwić,
jak to wszystko razem pracuje,
jak ta kobieta, która właśnie podeszła do okna
i stoi tam wypełniając je
kołysaniem dziecka w ramionach.
Ona jest tak daleko. Czy to jest światło,
które barwi dziecko na różowo?
Widzę małe piąstki
i konia na biegunach, kiwającego się na jej piersiach.
Jest coraz bardziej szaro i złoto, i chłodno.
Dwa psy, wielkości lwów, naprzeciw siebie
w narożnikach dachu.
To jest żółty pyłek wewnątrz tulipanów.
To jest kształt tulipana.
To jest woda w szklance, w której są tulipany.
To jest dzień, jak każdy inny.
z tomu „Freely Espousing”, 1969
tłum. z angielskiego Ryszard Mierzejewski
*w oryginale „a jack-in-the-pulpit” - używana w Ameryce nazwa na oznaczenie gatunku dzikiej rzepy, rosnącej w lasach Nowej Szkocji – przyp. R. M.