Literatura

Głosy (wiersz klasyka)

Yves Bonnefoy

 

 

Głos

Nosiłem w tobie moje słowo jakby płomień,
Ciemności zacieklejsza niż wiatr dla płomieni.
I nic mnie nie poddało w tym głębokim starciu,
Ani zła gwiazda ani zagubienie.
Przeżyłem więc, lecz ogniem wspomagany,
Cóżem znał oprócz jego skoków i załamań
I nocy której czekam kiedy wypadają wyzute z losu szyby jej uniesień.
Głosem tylko jestem godzącym w nieobecność
I ona natarczywość mą zniweczy.
Bo zostać głosem tylko znaczy zginąć wkrótce,
Fatalny to jest trud i próżne uwieńczenie.

Inny głos

Roztrącając swe włosy albo popiół Feniksa,
Jaki gest wykonujesz gdy wszystko przystaje,

I gdy północ istnienia rzuca blask na stoły?

*

Jaki znak zachowujesz na swych czarnych wargach
I jakie słowo marne kiedy wszystko milknie,

Ostatnią głownię w drżeniu gasnących palenisk.

*

Potrafię w tobie żyć,
Wydobędę z ciebie każde światło,

Każde wcielenie, każdą rafę, każde prawo.

*

I przebiję próżnię, gdzie się wznoszę
Drogą gromu,

Najgłośniejszym krzykiem jakiego próbowano by kiedykolwiek.

Ciche głosy i Feniks

Głos
W dobrej chwili otwarłeś, on przyszedł w ciemności,
Postawił obok ciebie swą lampę kamienną,
W twym posłaniu zwyczajnym ułożył cię nową,
Żywy twój wzrok zmieniając na niezwykła noc.

Inny głos
Pierwsza z brzegu nadchodzi pod postacią ptaka,
Do okna stuka w północ mojego czuwania.
Otwieram i schwytana pogrążam się w śnieg,
Umyka mi mieszkanie gdzie strzelał mój ogień.

Głos
Spoczywała z sercem odsłoniętym. Północą,
Pod gęstym listowiem umarłych,
Zbłąkanego księżyca stała się zdobyczą,
Wspólnym domem gdzie wszystko powraca na miejsce.

Inny głos
Jednym gestem katedrę chłodu mi wystawił:
O Feniksie! Straszny wierzchołku drzew spękanych
Od zimna! Spadałam jak pochodnia ciśnięta
W tę noc gdzie Feniks ponownie odtwarza.

Głos

Pamiętaj o tej wyspie gdzie ogień wzniesiono
Z każdej żywej oliwki na wyżynnych zboczach
Ażeby noc się stała wyższa i o świcie
Ani wiatru nie było ani jałowości.
Wiele dróg poczerniałych utworzy królestwo
I dumę przywróci którą znaliśmy niegdyś,
Bo nic nie może nabrać wiecznej siły poza
Wiecznym ogniem i wszystkim co się w nim przetrawia.

Więc znowu się połączę z tą ziemią popiołów,
Pochylę serce nad jej ciałem spustoszałym.
Czy nie jest twym życiem w głębokich alarmach,
Którego monumentem Feniks jest na stosie?

Ten sam ciągle głos

Jestem jak chleb który rozerwiesz,
Jak ogień który wzniecisz, jak woda czysta
Która towarzyszyć ci będzie na ziemi zmarłych.

Jak piana
Która urodziła ci światło i przystań.

Jak ptak wieczorny co zaciera brzegi,
Jak wieczorny wiatr zrywający się nagle i zimny.

 



tłum. Artur Międzyrzecki

 


przysłano: 3 lipca 2016 (historia)

Yves Bonnefoy

Inne teksty autora

Piękne lato
Yves Bonnefoy

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca