Pamiętasz park, który odwiedzaliśmy nocą przez dziurawe płoty? Znaleziony
na ławce parasol: sprężynki i druty napinające wilgotną wiarę, że kiedy umiera
śniący człowiek, jego sen nie unosi się, ale zamienia w strach przed lataniem?
* * *
Chociaż nie potrafimy upadać tym pluszowym ciałem, to jednak chcielibyśmy
skoczyć z dekoracją okręconą wokół szyi. I odnaleźć szczęście – trzyramienną
gwiazdę, która zatamuje krew cieknącą po dziecinnej ranie. Tylko przez moment
możemy być prawdziwi, jako jedno z najpiękniejszych zniszczeń krzepnąć
bez publiki; poprzez kolejne odcienie twardości: papier, nożyczki, kamień,
pod którym kochają się nasze potwory. Na początku ciało, potem kości, uśmiech
wyginany przez słońce – wszystko to wiozą kredowe pociągi.
Zostaje parapet oraz gołębie z oderwanymi głowami; wciąż nie wiadomo,
po której stronie szyby. Chociaż tu nie umrzemy, na pewno, to musi ścierać się
nasz kolor – skrzydła malowanych na asfalcie motyli.