Napięcie powierzchniowe

Adam Wojtyła

 

Pamiętasz park, który odwiedzaliśmy nocą przez dziurawe płoty? Znaleziony 
na ławce parasol: sprężynki i druty napinające wilgotną wiarę, że kiedy umiera 
śniący człowiek, jego sen nie unosi się, ale zamienia w strach przed lataniem? 


* * * 

Chociaż nie potrafimy upadać tym pluszowym ciałem, to jednak chcielibyśmy 
skoczyć z dekoracją okręconą wokół szyi. I odnaleźć szczęście – trzyramienną 
gwiazdę, która zatamuje krew cieknącą po dziecinnej ranie. Tylko przez moment 
możemy być prawdziwi, jako jedno z najpiękniejszych zniszczeń krzepnąć 

bez publiki; poprzez kolejne odcienie twardości: papier, nożyczki, kamień, 
pod którym kochają się nasze potwory. Na początku ciało, potem kości, uśmiech 
wyginany przez słońce – wszystko to wiozą kredowe pociągi. 

Zostaje parapet oraz gołębie z oderwanymi głowami; wciąż nie wiadomo, 
po której stronie szyby. Chociaż tu nie umrzemy, na pewno, to musi ścierać się 
nasz kolor – skrzydła malowanych na asfalcie motyli.

 

 

Inne teksty autora