najlepszemu Adamowi
Podobno wrzesień może przynieść rozgrzeszenie;
czyjeś ciało konfesjonalne, z litego drewna, przygarnie
usta zbielałe jak papierowa łódka (na cierpliwych morzach
mających swój zaczyn, gdzie noga stolika do herbaty).
Bo wtedy dach zaczyna przeciekać, rozplata mokry warkocz
i najcięższe koszmary opuszczają ciało - nawet jeśli ostatni
zostawi na skórze wycięte miękko łuny jasnych obiektów,
przecież każde drobne uniwersum uniesie się z podłogi
i wywróci na wrażliwe strony. Potem będziemy mogli
nieostrożnie śnić o sobie: stojących (może wciąż jeszcze
na jednej nodze) po kolana w wodzie, lśniącej giętką symetrią,
gdy dłonie obracają gładki kamień, a stopa zanurzona
w niebo.