Seans z workiem oraz inne rady i przestrogi

Henri Michaux

 

 

 

Interwencja

    Kiedyś miałem zbyt wiele szacunku dla natury, Stawałem przed rzeczami i krajobrazami,           pozwalałem im działać.

    Teraz koniec, będę interweniował.

    Siedziałem więc w Honfleur i nudziłem się. Wówczas bez wahania wstawiłem tam wielbłąda.           Nie wydaje się to wskazane. Nie szkodzi, taki miałem pomysł. Zresztą wykonałem go z największą ostrożnością. Najpierw wprowadziłem wielbłądy na Plac Targowy w sobotę, w dniu najwyższego ruchu. Powstał nieopisany tłok, turyści skarżyli się: "Ach, jak tu czuć! Jacy tu ludzie są brudni!"                 Smród dotarł do portu i zagłuszył odór krewetek. Wychodziło się z tłumu w kurzu i z kłakami nie wiadomo czego.

    A nocą dawały się słyszeć uderzenia nóg wielbłądów usiłujących wydostać się zza śluzy, brzęk, brzęk! uderzenia w metal i tarcice.

 

    Najście wielbłądów dokonało się konsekwentnie i pewnie.

    Zaczynało się spotykać mieszkańców Honfleur spoglądających raz po raz krzywo tym podejrzliwym spojrzeniem jakie cechuje poganiaczy wielbłądów, kiedy oglądają karawanę, by sprawdzić, czy niczego nie brak i czy można ruszać w dalszą drogę; musiałem jednak opuścić Honfleur w cztery dni później.

    Wprowadziłem tam również pociąg z podróżnymi. Wyruszył pełną parą z Wielkiego Placu i zdecydowanie skierował się ku morzu nie dbając o ciężar materiału; pędził naprzód strzeżony wiarą.

    Szkoda, że musiałem wyjechać, ale bardzo wątpię, by spokój powrócić mógł szybko do tego miasteczka poławiaczy krewetek i małż.

 

Moje zajęcia

    Rzadko mogę patrzeć na kogoś i nie uderzyć. Inni wolą monolog wewnętrzny. Ja nie. Wolę bić.

    Są ludzie, którzy siadają naprzeciw mnie w restauracji i nie mówiąc nic siedzą tak jakiś czas, postanowili bowiem coś zjeść.

    Oto jeden z nich.

    Więc chwytam go, bęc.

    I jeszcze raz, bęc.

    Wieszam go na wieszaku.

    Zdejmuję.

    Znów wieszam.

    Znów zdejmuję.

    Kładę na stół, ugniatam i duszę.

    Brudzę go i zalewam wodą.

    Odżywa.

    Płuczę go, rozkładam (zaczynam się denerwować, trzeba z tym skończyć), ugniatam, wyciskam, wyżymam, wkładam do mojej szklanki, wyrzucam ostentacyjnie zawartość na ziemię i mówię do kelnera: "Proszę jednak o czyściejszą szklankę."

    Ale czuję się źle, płacę szybko rachunek i wychodzę.

 

Seans z workiem

                                                               Pluję na moje życie, nie solidaryzuję się  z nim.

                                                               Kto nie jest lepszy od swojego życia?

 

     Zaczęło się to, kiedy byłem dzieckiem. Pojawił się zbędny dorosły.

    Jak się na nim zemścić? Wsadzałem go do worka. Mogłem go bić, ile wlezie. Krzyczał, ale nie słuchałem. Nie był interesujący.

    Zachowałem rozsądnie ten nawyk z dzieciństwa. Możliwość interwencji jaka pojawia się z dorosłością, nie sięga daleko, byłem nieufny.

    Temu, kto leży w łóżku, nie podaje się krzesła.

    Nawyk ten, jak mówię, słusznie zachowałem do dziś, trzymam go w tajemnicy.

    To pewniejsze.

    Niewygoda - bo jest taka - polega na tym, że przez ów nawyk zbyt łatwo znoszę ludzi nieznośnych.

    Wiem, że czeka ich worek. To właśnie daje mi tę wspaniałą cierpliwość.

    Pozwalam świadomie przedłużać sytuacje ośmieszające i opóźniać wyrok na natrętach.

    Radość jaką sprawiłoby mi wyrzucenie ich za drzwi w rzeczywistości, zachowuję na chwilę nieporównanie większej rozkoszy, wpakowania ich do worka. Do worka, w którym okładam ich bezkarnie kijem z zapałem, który zmęczyłby dziesięciu zmieniających się metodycznie mężczyzn.

   Jakże bez tej sztuki mógłbym znieść zniechęcające, często ubogie życie, wciąż narażony na poszturchiwania przez innych?

   Jak mógłbym wytrwać dziesiątki lat wśród tylu porażek, służąc tylu panom, bliższym i dalszym, przebyć dwie wojny, dwie długie okupacje pod władzą ludzi zbrojnych i butnych, nie licząc innych niezliczonych nieprzyjaciół? Ale ocalił mnie mój wyzwalający nałóg. O włos udało mi się uniknąć rozpaczy, która zawzięła się, by pozbawić mnie wszystkiego.

   Średniaków, nudziarzy, chama, którego mógłbym się pozbyć bez trudu, chowałem sobie na seans z workiem.

 

 

 

 

                                                                                                                                   przekład - Julia Hartwig

https://www.youtube.com/watch?v=6PF9_21lbq8

 

 

Inne teksty autora