Toruń płonie

Joanna Treder

 

Mój brzuch jest nagą ścianą, na którą projektor

rzuca ciemne fetysze, jestem brudną ścianą

klubowej toalety. Wibrujące ciepło,

nieustępliwa przeszłość, ciało i krew.

 

Zawsze będę kanciasta, z mdlącym ługiem w żyłach,

a robię ci to wszystko z tej samej przyczyny,

dla której jeżdżą puste składy PKP.

 

Wita mnie płynna zmiana, jesteś milczącą zmianą,

jesteś śladem odbitym na siatkówce oka,

minimalnie cieplejszą barwą brudnych cegieł

na Świętej Panny Marii, gdzie wyrasta na noc

ołtarz ciała i krwi.

Kruczych piór i kości.

Mury pną się jak puszcza pod schylonym niebem.

 

Wita mnie ściana dymu, za nią arcydzieło

z kości słoniowej, niedojrzały owoc,

wibrująca niemoc,

ciało i krew.

 

 

Biorę w ramiona tęczę, fosfor, sztuczny marmur

pod katedralnym łanem plastikowych kwiatów,

wciągamy życie aż do bólu zatok.

Ty jesteś Ziggy Stardust,

hołd rodzącym się światom.

 

Budzą mnie huczne dzwony, chemiczne mgławice,

cielesna maszyneria wzajemnych odlotów.

Zaczynam święto wściekłym, kończę na orbicie.

 

Jak Ludwig Van nie ma ojczyzny

i jego domem jest kosmos,

tak ja mieszkam pod mostem,

patrząc przez ślepy pryzmat

na ciała mych bladych książąt.

 

I zapomniałam dawno schemat czułych wyznań,

gdy pod wzniosłą kopułą z alabastru krążą

radzieckie satelity i zdarta bielizna.

Zapomnij sensu i celu;

Ludwig Van nie ma domu,

zasypia pod perygeum.

 

 

Czasami przychodziło mi do głowy, że może też gdzieś jest jakaś samotna kobieta, która potrzebuje miłości, albo jest tak samo znerwiona jak ja.

Paweł Tuchlin

 

 

a on ma lat szesnaście

kodeinowy blask w oczach

ślady szyszek odbite na przejrzystej skórze

bo znalazłam go pośród pokrzyw i pajęczyn

na tyłach klubu – pustka podchodzi tu nocą

chcę jątrzyć rany duszy wciąż dłużej i dłużej

chcę kruchego młodzieńca doić go na klęczkach

 

moja dłoń jest parzącym polipem jego usta są miękkim wahaniem

jego usta są cierniem zabierz cierń ode mnie

odemknij wieko skrzynki chodź i mnie odemknij

bo jestem po złej stronie weneckiego lustra

 

tymczasem na Barbarce w lesie stoi auto

z dwoma zwojami liny na tylnym siedzeniu

parą na tylnej szybie świta już jest szósta

jest czas by się przemóc

wracać w jednej pończosze i bez głodu w oczach

zasypiać gdy nadzieja całuje mnie w usta

 

Toruń płonie IV (patologia)

 

 

 

piasek piasek na rzęsach

ruchome piaski pod kołdrą

kogut bladego słońca

daleko jeszcze od okna

 

lecz za to mam nareszcie stare radio w kuchni

miseczkę z kaszubskim wzorem pełną petów i kapsli

różowe i niebieskie nożyki w łazience

za pośrednictwem bibliotek

Søren mówi wprost do mnie

zmianę która dziś zaszła

tłumaczy w drugim tomie

 

skoro mój pan nie żyje to kim wy jesteście

skoro mój pan nie żyje to kim jesteś ty

(bo nie da rady służyć kilku jednocześnie)

 

tak silnie nabić lufę

zsynchronizować fazę

aby przez pół sekundy być jedną istotą

tak szczelnie się dotykać

zsynchronizować orgazm

aby na pół sekundy zatamować krwotok

 

 

2011

Inne teksty autora