Jesteście zawsze jeden. Jest cię co niemiara.
Korony Apollinów migoczące świtem
I dionizyjskie wełny, muskane w oparach
Cynamonu. Mdła słodycz, a żaden pożytek.
Mocny jak baszty palców wbijane z przekleństwem,
Słodki jak słowo puer odmieniane w ustach
Angeliki; tynk twardy aż się złamię, zmięknę,
Zapach, który mnie z chłodu do śliny wyłuska.
Zimny jak wziernik. Zimna blacha jezdni. Lepkie
Obwoluty i kartki barokowych tomów;
Sen na dnie ucha, który zdąży, nim wycieknie,
Raptownym dreszczem głodu przeszyć już zbudzoną.
Gdzieś drżący niczym noce w zimowych wagonach,
Gdzie indziej tak powszedni jak poranna kawa
Podana w dobrej wierze, ale posłodzona.
Jesteście zawsze jeden. Jest cię co niemiara.
2006